ROZDZIAŁ 4
UCIECZKA
Miley odetchnęła z ulgą, gdy na stoliku w przedpokoju ujrzała karteczkę. Napisała ją mama Niny.Kochanie!
Musiałam dziś wyjść wcześniej do pracy.
Wrócę też trochę później niż zwykle.
Bardzo cię przeprasza. Mam nadzieję,
że tak sytuacja nie będzie się pojawiała
częściej. Jestem pewna, że poradzisz sobie
sama. A teraz mam do ciebie małą prośbę.
Zrobiłabyś małe zakupy?
Mama <3
Obok kartki leżały pieniądze i lista zakupów. Nastolatka od razu poszła na miasto w poszukiwaniu określonych produktów. Wychodząc na zewnątrz, została przywitana przez zimny podmuch wiatru. Widoki Londynu przysłaniała gęsta warstwa mgły. Nie wiedziała, dlaczego, ale urzekło ją coś w tym krajobrazie.
Szła zatłoczonymi uliczkami. Miała na sobie kurtkę, którą pożyczył jej Anastazy. Planowała ją zwrócić, ale nie wiedziała gdzie znaleźć chłopaka.
- Krzyż! Zapłaciłem ci! Teraz musisz wywiązać się ze swojej umowy. Kłamstwa zawsze zwrócą się przeciwko tobie! - usłyszała znajomy głos, dochodzący zza rogu. Wyjrzała, a chłopak, do którego należał głos, wpadł na nią. Miley wytrzeszczyła oczy.
- Max. Coś się stało?
- Nie twój interes. - powiedział i odszedł. Dziewczyna, po chwili wahania, dogoniła go.
- Widziałeś Anka? - chłopak zatrzymał się i spojrzał na nią. W jego oczach nie malowała się złość, tylko połączenie zmartwienia i smutku.
- Nie. Coś się stało? - przygryzła wargę i zdjęła z siebie kurtkę.
- Oddaj mu to, gdybyś go znalazł. - podała mu ubranie, ale on go nie przyjął.
- Jest zimno. Powinnaś ją zatrzymać.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy.
- Coś jeszcze? - chłopak przerwał cieszę, a ona założyła na siebie kurtkę.
- Nie. - odparła, a nastolatek zaczął się oddalać. Wahała się, czy mu powiedzieć o Ninie. Nie wiedziała jak zareaguje i raczej nie sądziła, żeby jej uwierzył. Uznał, by ją za wariatkę. Dziewczyna zaczęła iść w stronę piekarni, gdy poczuła czyiś dotyk na ramieniu. Wzięła głęboki oddech i się odwróciła. Ku jej zaskoczeniu okazało się, że był to Max.
- Coś się stało, prawda? - spytał
- To zależy.
- Od czego?
- Od tego czy uznasz mnie za wariatkę.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo wiem co mam ci do powiedzenia i wiem jak to głupio, i niedorzecznie brzmi.
- Nie uznam cię za wariatkę, obiecuję.
- Chodzi o Ninę. Ona... Nie wiem jak ci to powiedzieć. - znów dotknął jej ramienia i spojrzał głęboko w oczy.
- Zacznij od początku. - ona zaśmiała się cicho bez krzty wesołości. Widać było, że to dla niej trudne i niezręczne. W mgnieniu oka się spięła, a jej wyraz oczu zrobił się twardy. Znikły z nich wszelkie uczucia.
- Ty w sumie też byś mógł,
- Ja? - był szczerze zdziwiony.
- Na kogo i dlaczego krzyczałeś? -chłopak się spiął.
- Nie sądzę, żebym chciał ci opowiadać o moich prywatnych sprawach. - cała ciekawość dziewczyny prysła, a raczej zastąpiła ją myśl o własnym życiu, które ukrywała. Każdy człowiek ma jakieś sekrety. Jeśli chcesz aby ktoś nie interesował się twoimi tajemnicami, nie interesuj się jego, pomyślała.
- Jak uważasz. - spojrzała na niego pustym wzrokiem, a w jego oczach pojawił się dziwny błysk.-Powiesz co się stało z Niną?
- Nie sądzę...
- Nie musisz bać się prosić o pomoc. - przerwał jej, a ona spojrzała na niego zdenerwowana
i zaskoczona.
- Co? Ja nie... To ty się boisz! - podniosła głos.
- Co?
- Nie ważne. - rzekła i odsunęła się od niego, zmierzając w stronę sklepów.
- To nie ty potrzebujesz pomocy, tylko Nina.
- Ona...nie potrzebuje pomocy, tylko zdrowego rozsądku. - rzuciła przez ramię.
Tym razem Max jej nie zatrzymał, tylko patrzył jak się oddala.
***
Po zrobieniu zakupów, Miley wróciła do domu Niny. Usiadła na jednym z foteli w przedpokoju.
Przygryzła wargę - robiła to kiedy się denerwowała, stresowała. Myślała o ognistowłosej koleżance. Przez myśl przebiegł jej pomysł, żeby po nią wrócić i przemówić jej do rozsądku. Nie sądziła jednak, że może to zrobić, dziewczyna była dość upartą nastolatką. W domu rozległ się głośny, ale przyjemny dźwięk dzwonka do drzwi. Miley zerwała się na równe nogi i tak cicho jak tylko mogła, podeszła do drzwi i z ukrycia spojrzała na osobę za nimi. Był to Anek. Otworzyła drzwi jak poparzona.
- O, hej! Mieszkasz tu? - przywitał ją uśmiechem.
- Nie. To dom Niny. - pociągnęła go do środka, tak, że omal nie upadł - Musisz mi pomóc.
- Ja? Co...
- Nina zniknęła. - przerwała mu. - To znaczy wiem gdzie jest, ona po prostu nie chce wracać.
- Co się stało? - jego wzrok wyrażał szczere zdumieniu. W jednej ręce trzymał ulotki, na które skierował się jej wzrok, on chyba to zauważył, bo dodał: - Dorabiam sobie roznosząc te świstki papieru. - pomachał kartkami.
- Wczoraj poszłyśmy za taką dziewczyną i chłopakiem.
- Śledztwo. - rozbawiony uniósł brew.
- Nie... To znaczy tak, ale... - zaczęła się jąkać. Nie wiedziała co powiedzieć. - Ona wyglądała tak ja Nina, a ten chłopak jak ty. - wyrzuciła to w końcu z siebie, a chłopak parsknął śmiechem. Przez chwilę żałowała, że nie powiedziała o tym Maxowi, on może by jej nie wyśmiał. - To nie jest żart. Jak mi nie wierzysz to chodź ze mną.
- Gdzie? - spytał nadal rozbawiony.
- Do miejsca, w którym jest Nina i dziesiątki osób takich jak my. - znowu wybuchł śmiechem.
- Masz bujną wyobraźnią.
- Skoro tak uważasz, to co ci szkodzi iść ze mną?
- Jak chcesz. Udowodnię ci, że to tylko wymysł twojej wyobraźni, ale potem...
- Co potem?
- Musisz pomóc mi roznieść te ulotki.
- Jak chcesz. - prychnęła zdenerwowana.
Przez całą drogę się nie odzywała, za to Anek gadał cały czas. Zastanawiała się, kiedy skończą mu się tematy do rozmowy. Po kilku minutach znaleźli się przed kamiennym budynkiem.
- To tutaj. - Anastazy spojrzał z zaciekawieniem i jednocześnie z rozbawieniem na budowlę.
- Wygląda całkiem normalnie. No może trochę przestarzale, ale...
- Skoro nie wygląda podejrzanie, to dlaczego nie wejdziesz to środka? - przerwała mu, patrząc na niego ostrym wzrokiem, a on podniósł ręce do góry.
- Jak chcesz. Nie będę marudził.
Otworzył drzwi i zalała go fala ciepła.
- Jest tu całkiem przytulnie.
- To tu zamieszkaj. - rzuciła zirytowana
- Uspokój się troszkę. - powiedział łagodnie, a ona spojrzała na niego srogim wzrokiem. Złapała go za ramię i pociągnęła korytarzem w stronę drzwi. Otworzyła je i popchnęła do przedsionka. Omal się nie przewrócił.
- Brutalna. - rzucił. - I gdzie ona jest?
Miley spróbowała otworzyć drzwi do sali, w której niedawno była Nina, ale nie udało jej się. Zdesperowana zaczęła rozglądać się dookoła siebie i otwierać - a raczej próbować otwierać - wszystkie drzwi. Jedne - z wyrytym znakiem cieczy, otworzyły się pod jej dotykiem. Złapała szybki oddech, tłumiąc okrzyk. Ujrzała dziewczyny, takie jak ona, które teraz patrzyły się na nią. Zza jej ramienia całą sytuację obserwował przerażony Anek, który szybko zatrzasnął drzwi, złapał ją za ramię i pociągnął w stronę wyjścia.
Biegli szybkim tempem do drzwi wejściowych. Słyszeli trzask drzwi i krzyk, który nakazał innym, ich złapać. Nie zatrzymali się ani na chwilę. Nie przyszło im do głowy nawet się obejrzeć. Po sporym wysiłku, oboje runęli na kolana przed domem Niny, sapiąc, dysząc i rozglądając się dookoła. Na szczęście ich zgubili.
- Teraz mi wierzysz? - spytała wyczerpana.
- Teraz? Tak.
- Tam jest Nina. Musimy po nią iść.
- Co ona tam właściwie robi? - spytał przejęty.
- Nie mam pojęcia.
- Co to w ogóle jest?
- Nie co tylko kto.
- Nie traktuje ich jak ludzi, jasne? - rzekł zirytowane. Słońce wyszło zza szarych chmur. W jego świetle widać było wyraźnie przemoknięte ulice Londynu.
- Idziemy? Nie będę tu stała i czekała. - powiedziała zdenerwowana, zdejmując kurtkę - od biegu i słońca zrobiło jej się gorąco. Anek od razu pokazał jej otwartą dłoń, która wskazywała na to, że nie chce jej z powrotem i dziewczyna ma ją zatrzymać.
- Daj mi chwilę odpocząć. Masz klucze do domu? - pokiwała głową i otworzyła drzwi.
***
Nina w Akademii czuła się dość skrępowana. Darcnos, który okazał się dużo przyjemniejszą osobą niż reszta towarzystwa, wskazał jej pokój. Dzieliła go z dwiema dziewczynami, które władały ogniem i jedną, wyglądającą tak jak Miley. Po dłuższym nasłuchiwaniu się rozmową dziewczyn, zrozumiała, że włada wodą. Była wtedy bardzo podekscytowana, że jej koleżanka też nie jest zwyczajna. Spodziewała się również, że skoro są ,,klony" także Anka i Maxa, to oni też mają dar.
Przez całą noc obserwowała ludzi, którymi się tu otaczała/ Zauważyła, że nie wszyscy są tacy sami z charakteru, choć większość była bardzo podobna. Nina mogła pogrupować osoby na złośliwe, mniej złośliwe, dość spokojne i szalone. Każda miała jednak podobny sposób mówienia. Był on dość mechaniczny, rzadko rozmawiali o mistrzach, ale gdy to robili, mówili bardzo oficjalnie, robili to jak roboty. W swoim towarzystwie odzywali się wrogo i zazwyczaj na temat swojej mocy lub Londynu. Nie istniały tu plotki oraz śmiechy, jeżeli już były one złowrogie lub zwykłym chichotem. Takie osoby znały tylko strach przed mistrzami oraz radość z cudzego nieszczęścia. Gdy zrobili coś dobrze na treningach, nie czuli radości, tylko podniecenie i dumę. Nie znali również zakłopotania, czy speszenia. Wszyscy byli niebywale okrutni i nie wiązali się z nikim.
Rano, po dość spokojnej nocy, dostarczono im jedzenie do małej, kamiennej sypialni, w której nie było nic oprócz taniego, twardego łóżka - zaścielonego zwykłym kocem i niezbyt miękką poduszką - szafą, którą musiały dzielić cztery bądź trzy osoby, oraz stół z krzesłami.
Do stołu podano lekko spalone grzanki z jakąś dziwną pomarańczową papką - mógł to być dżem, chociaż nie smakował, ani nie wyglądał jak on - oraz szklanka zimnej wody. Później schodzono punktualnie do sali, do której po chwili przychodził mistrz i rozpoczynały się treningi.
Nina rzucała kulą. Spadała ona raz dalej, raz bliżej tarczy, ale nigdy w nią nie trafiła, co rozczarowywało i jednocześnie bawiło mistrza. Podszedł do niej - co rzadko robił - wziął kulę i rzucił nią nieopodal tarczy, ale w nią nie trafił.
- Widzisz każdemu może się zdarzyć. - odparł rozbawiony, a Nina chciał mu wytknąć, że zrobił to specjalnie, ale wiedziała, że takie odzywki wśród klonów były czymś nienaturalnym.
- I tak robisz zadziwiające postępy w porównaniu do innych numerów. Zanim one nauczyły się tlić, choćby najmniejszą iskierkę płomienia, minęło wiele dni. - rzekł bardzo cicho, tak że musiała wytężyć słuch, by go usłyszeć. Była przekonana, że nauczyciel nie chciał mówić tego na głos, bo nie chciał wzbudzać zazdrości u innych dziewczyn.
Drzwi do pokoju, które rzadko się otwierały, stały teraz otworem, a w progu stała Convira
z srebrnowłosym chłopakiem. Była też z nimi inna kobieta o bardzo łagodnych rysach. Skórę miała bladszą od skóry Miley - choć sądziła to za mało prawdopodobne. Białe włosy były związane w sztywny kok, a blado niebieskie oczy wpatrywały się w nią. Lodowate spojrzenie kobiety przyprawiało ją o ciarki.
- Numer 123 proszony do nas. - powiedziała niezwykle spokojnie i łagodnie, co wstrząsnęło Niną. Każdy tu miał zirytowany, złośliwy, wredny, wzburzony lub rozbawiony ton głosu, ale nie łagodny.
Wiedziała jak się zachować, kiedy jest się wzywanym - wczorajszej nocy, jedna z dziewczyn, mówiła o sytuacji, w której Convira ją wezwała. Nie zdradziła jednak, dlaczego i ku jej zdziwieniu nikt nie zamierzał o to pytać.
Podeszła do drzwi i ukłoniła się.
- Do waszych usług, mistrzowie. - w oczach Conviry zauważyła błysk i chyba cień rozczarowania.
- Za mną, 123. - głos białowłosej kobiety się nie zmienił. Nadal był niezwykle łagodny. Nina ruszyła za mistrzami do przedsionka, a za nią ruszył jej nauczyciel.
- O co chodzi? - zapytał.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy stworzyli nową dziewczynę. - odezwała się Convira. W jej głosie wyraźnie było słychać irytacje. Darcnos spojrzał na Ninę zaskoczony, a ona stała niewzruszona
z obojętnym wyrazem twarzy, niemal jak robot. Nie było to jednak dla niej łatwe. W głębi była niezwykle przestraszona i zestresowana. Nie mogła jednak pokazać tych emocji. Gdy rozmawiało się z mistrzami, trzeba było być niewzruszonym.
- W takim razie skąd się tu wzięła?
- O to...
- Nie wiemy. Najpierw powinniśmy zadać jej kilka pytań, by sprawdzić czy została stworzona, by służyć nam. - przerwała jej blada kobieta.
- Pytaj o co chcesz, Drissio. Jestem pewien, że dziewczyna odpowie. - Ninie zdawało się, że jej mistrz jest całkowicie pewnie tego, że jest ich stworzeniem, o ile mogła tak siebie...ich nazwać.
- Dobrze, więc powiedz nam jak się nazywasz, dziewczyno.
- 123, mistrzu. - na twarzy kobiety pojawił się lekki uśmiech.
- To nie twoje imię. - dziewczynie serce zaczęło bić szybciej - miała nadzieję, że tego nie słychać. Nie wiedziała co odpowiedzieć, jak się zachować. Była przerażona, ale starała się tego nie okazywać.
- Jestem 123, mistrzu. - powiedziała, wbrew sobie, jakby ktoś inny przez nią przemawiał. Na twarzy kobiety pojawił się szerszy uśmiech.
- Nie wydaje mi się. - kobieta nie ustępowała.
- Moje imię brzmi 123, mistrzu, ale jeśli mówisz, że nim nie jest, proszę, powiedz mi moje prawdziwe imię. - mówiąc to miała wrażenia, że ktoś przez nią przemawia. To była ona, jej usta, jej głos, ale nie jej myśli. Nie powiedziałby przecież tych słów, nie wiedziałaby co odpowiedzieć, a jednak słowa same wydobywały się z jej ust, niemal bez jej woli.
- Jesteś 123, prawda?
- Jeśli mistrz tak uważa, bez wątpienia jest to prawda.
- A jeśli myślę, że inaczej brzmi twe imię?
- To jest to kłamstwo, mistrzu
- I co wtedy?
- Wtedy moje imię nie brzmi, tak jak myślałam. - Drissia uśmiechnęła się szeroko i upiornie. - Pytania Conviro? - kobieta uniosła brwi.
- Do czego jesteś przeznaczona?
- Do służenia mistrzom.
- Kto jest mistrzem?
- Wy, mistrzowie.
- Zarkusr, twoja kolej. Pytaj o co chcesz.- ciągnęła Drissia
- Skąd się tu wzięłaś? - odparł chłopak, który razem z Convirą zamordował tamtą dziewczynę.
- To wam, mistrzowie zasługuje życie.
- Co myślisz o mnie?
- Uwielbiam cię mistrzu i kocham z całego serca. Jedyne co chcę robić, to służyć tobie.
- Jakieś pytania Darcnosie? - spytała Drissia, która jak się zdaje była ich szefową, o ile ktoś taki istniał.
- Zadano jej wystarczająco dużo pytań. Chyba mamy pewność, że dziewczyna została stworzona.
A tak w ogóle to czego się spodziewaliście? To oczywiste, że ona jest stworzona. O co... - urwał w pół zdania, a potem popatrzył zdezorientowany na swoich towarzyszy.
W jego oczach widać było błysk zrozumienia. Wszystkie dziwne postacie w przedsionku prowadzili niemą, wzrokową konwersację.
- Naprawdę myślicie, że ona...
- Tak podejrzewaliśmy, ale jak widzimy, 123 jest stworzona. - odpowiedziała jak zwykle w stoickim spokoju Drissia, a Nina zastanawiała się, czy cokolwiek jest w stanie, wyprowadzić ją z równowagi. - Pokaż nam co umiesz, 123. Zapraszamy do sali. Ruszaj, 123. - po tych słowach Nina ruszyła do sali, z której wyszła, a za nią podążyli mistrzowie.
- 123, pokaż nam co umiesz. Rzuć kulą.
- Ale ona jeszcze tego nie opanowała. Jest... - zaprotestował Darcnos, a Drissia podniosła rękę, uciszając go tym samym. Nina, gdyby panowała sama nad sobą, wytrzeszczałaby oczy. Ręce kobiety miały po siedem palców i były połączone błoną. Ta czwórka ludzi...istot zawsze miała jakąś cechę, która wyróżniała ich od innych.
- Niech spróbuje. Do dzieła, 123. - Nina odzyskała już panowanie nad sobą i swoją mową. Poczuła ulgę, ale też rozczarowanie. Może lepiej byłoby gdyby dziwna siła mówiła za nią?
Podeszła do kominka i pełna zdenerwowania, drgnęła. Na szczęście nikt tego nie zauważyła, ale ona się jeszcze bardziej przeraziła. Wpatrywała się przez chwilę w ogień. Nagle pojawił się w nim kształt kartki, na której napisane było: Pomogę ci. Nina przełknęła ślinę. Nie wiedziała co myśleć o tym dziwnym zjawisku.
Straciła w połowie panowanie nad sobą i prowadzona, w jakiejś części przez dziwną siłę, dotknęła małym palcem ognia, po czym się odwróciła i oddaliła o kilka kroków. Wszyscy patrzyli na nią dziwnie. Może jak na wariatkę? Rozwarła swoje ramiona na całą szerokość, zaczerpnęła powietrza i pełna skupienia przymknęła powieki. Przyciągnęła do siebie ogień, a on stworzył ogniste skrzydła na jej ciele. Kątem oka zauważyła, że mistrzowie, mają szeroko otwarte usta. Zaśmiała się w sercu. Złożyła ramiona do siebie, kształtując tym samym ognistą strzałkę, wcelowała w tarczę
i pościła z ulgą ogień, tak jakby dawała mu wolność, a on poleciał, uformował się w kulę i trafił
w cel. Nina patrzyła się przez dłuższą chwilę na kulę, pełna zdumienia, dumy
i satysfakcji. Odzyskała panowanie nad sobą. Kątem oka zerknęła na mistrzów, którzy podziwiali jej wyczyn w niemym zdziwieniu. Pierwsza otrząsnęła się Drissia, co było do niej podobne. Zaklaskała w dłonie.
- Brawo, 123. Jesteś niesamowitym okazem. Dawno...nigdy nie mieliśmy tak utalentowanej uczennicy.
Nina chciała odpowiedzieć, że miło jej to słyszeć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język.
- A nie mówiłem, że jest najlepsza. - odparł Darcnos.
- Gratuluję uczennicy. Przy najbliższej okazji zlecimy jej jakieś zadanie. - powiedziała oficjalnym tonem. Skinęła głową na Ninę i wyszła z pomieszczenia wraz z niezadowoloną Confirą i szepczącym coś do niej, Zarkrusem.
***
Nina i Anek po kilku minutach odpoczynku wyszli z domu. Po drodze, przy Green Parku zobaczyli Maxa.- Zobaczysz pewne niezwykłe miejsce. - odparł Anek, ale bez podniecenia w głosie, tylko ze strachem. Po wymienianiu kilku słów z Maxem, poszli razem w głąb parku
Wszyscy troje stali teraz przed budynkiem Akademii.
- Wygląda całkiem normalnie. - odparł Max, oglądając budynek.
- Ej! Też to powiedziałem. Mógłbyś być bardziej oryginalny. - odparł Anek, a Max spiorunował go wzrokiem.
- Nie przyszło... - urwała Miley, w momencie gdy zobaczyła, otwierające się drzwi Akademii.
- Chować się.
Wszyscy się oddalili i schowali za drzewami. W progu drzwi stanęła dziewczyna taka jak Miley
i klon Maxa. Stali w drzwiach.
- Chyba mają stać na straży. - odparła półszeptem Miley, patrząc na wstrząśniętego Maxa.
- Co to jest?
- Też chciałbym wiedzieć. - rzucił Anek.
- Nina jest z nimi? Tam w środku?
- Teraz rozumiesz, dlaczego potrzebowałam pomocy. To co robimy? - Max się nie odezwał. Widać było w jego oczach strach i zaskoczenie.
- Nie masz żadnego planu? - spytał Anek, a dziewczyna spiorunowała go wzrokiem. - No co?
W końcu mężczyźni, to ponoć, bezrozumne istoty. - jego ton głosu zdradzał napięcie.
- Założę się, że kiedy będzie po wszystkim, odwołasz te słowa.
- Pewnie tak. Więc jaki plan, siostro?
- Mam jeden, ale jest dość ryzykowany i trudny, ale jeśli nie wymyślisz nic innego, będziemy musieli zaryzykować. - powiedziała obojętnie.
- Ryzyko odpada...
- To co tu jeszcze robisz? - przerwała mu niezwykle zirytowana, a Max popatrzył na nich rozbawionym wzrokiem.
- Dość tych kłótni. Jeśli chodzi o mnie, to wchodzę w ciemno. Jaki ten plan?
- Podejdę do strażników. Nie wiem czy mnie zabiją, czy wtrącą do więzienia, ale zaryzykuję. Jeśli zrobią, tą drugą rzecz, będą musieli mnie zaprowadzić do jakiejś celi, a wtedy wy będziecie mogli wejść do środka i poszukać kluczy, żeby mnie uwolnić. Potem tylko trzeba będzie znaleźć Ninę
i przemówić jej do rozsądku, co jest akurat najtrudniejszą częścią planu.
- Najtrudniejszą? Serio? - spytał Max ze szczerym zdziwieniem.
- A dlaczego akurat ty masz im się oddać w ręce. Przecież...- zaczął Anek
- Och. Zamknij się. Oboje wiemy, że nawet boisz się wejść tam ponownie, nie mówiąc,
o zaryzykowaniu własnym życiem. - przerwała mu. W jej słowach było pełno goryczy. - No to do dzieła. - odparła i wyszła z pomiędzy drzew.
Podeszła do strażników, a oni uśmiechali się szerokim, szyderczym uśmiechem.
- Kim jesteś? - spytał się, tłumiąc śmiech klon Miley.
- Przepuść mnie! - warknęła
- Nie dosłyszałaś pytania? Może...
- To ty nie dosłyszałaś - przepuść mnie! - podniosła głos, a Max, a raczej jego klon się zaśmiał.
- Dlaczego jesteś na zewnątrz?
- Nie przed tobą odpowiadam. - odparła, szczerząc się. Starała się jak najbardziej naśladować te istoty, ale w rzeczywistości, jej serce waliło.
- Trzeba ją zamknąć w celi. Procedury z rozkazu mistrza.
- Skoro z rozkazu mistrza, to pójdę do celi. - powiedziała uśmiechając się i dziękując
w duchu.
Kiedy wchodziła do Akademii razem ze strażnikami, spojrzała z ukosa na Maxa i Anastazego.
W ich oczach ujrzała zdumienie. Nagle jej klon zatrzymał się gwałtownie, zastawiając jej drogę
i wyszczerzając usta w uśmiechu.
- Zaraz, zaraz. My nigdy nie wychodzimy pojedynczo. Działamy w dwójkach.
- Gdzieś się zapodział. - powiedziała niemal z roztargnienia, a klony tylko się uśmiechnęli
i zachichotali.
- Jestem. Jakiś problemy? - Miley się odwróciła i ujrzała, że w jej stronę idzie Max, a Anastazy stoi przerażony, pomiędzy drzewami.
- To teraz jesteśmy w komplecie. Możemy iść. - odparł klon Maxa, a on nie mógł uwierzyć, że to się dzieje na prawdę.
Wszyscy czworo weszli do Akademii i podążyli po schodach na górę. Znajdowały się tam rzędy drzwi i schody na drugie piętro. Kopia Miley otworzyła klapę, znajdującą się w podłodze. Pod nią znajdowały się schody w dół, po których wszyscy zeszli na dół. Podziemia nie były z kamieni, tylko z ziemi. Wzdłuż ścian biegł drewniane drzwi z wielką, mosiężną kołatką. Imitacja Maxa wyjeła z kieszeni skórzanej kurtki, klucze i otworzyła nimi, jedne z dzrzwi. Oba klon zaczekały aż Miley
i Max wejdą, a gdy to zrobili, zamknęli drzwi.
Cela była zbudowana z kamienia. Dziewczyna gwałtownie wciągnęła powietrze, przykładając rękę do ust. Na ścianach były wbite kolce. W pomieszczeniu panował mrok, jedyne oświetlenie stanowiło światło sączące się z niewielkiego okna z kratami, osadzonego przy suficie, na którym też znajdowały się kolce.
Miley uderzyła, z całej siły, łokciem Maxa.
- Au! - wydał z siebie cichy okrzyk. - Za co to?
- Zostawiłeś Anastazego samego. Teraz zostaniemy tu sami, na zawsze.
- Wcale nie.
- Masz racje, za kilka godzin nas zabiją.
- Trochę więcej wiary...
- W Anastazego? Żartujesz sobie? - przerwała mu. - Przecież to wielki tchórz.
- Może i jest tchórzem, ale głupi nie jest. Coś wymyśli. - nastolatka spiorunowała go wzrokiem.
- W końcu mężczyźni, to ponoć, bezrozumne istoty. - rzuciła, udając głos Anka.
- Chyba masz rację. Zginiemy tutaj.- powiedział po chwili namysłu.
***
Anastazy szybko, ale niepewnie podążył do drzwi i wszedł do środka. Przechodził korytarzem, stąpając na placach, raz po raz, przylegając do ściany, jakby chciał się z nią stopić. Stał w przedsionku i wpatrywał się w schody. Nagle usłyszał stukot butów - klony się zbliżały. Pod wpływem impulsu, otworzył pierwsze, lepsze, drzwi i wszedł do środku.
Wnętrze przypominało gabinet. Na środku pokoju stało ogromne biurko, a przy nim stał stary, fotel z narzutą w czarne róże. Krwiste ściany zajmowały biblioteczki z książkami, oprawionymi w czarne skóry. Jedyne oświetlenie stanowiło okno z bordowymi zasłonami. Przesączało niewiele światła, tak że jedna część pokoju, była całkowicie pogrążona w mroku. W jednej ze ścian osadzone były drzwi. Anek, z czystej ciekawości, otworzył je i wszedł do środka drugiego pomieszczenia.
Było tam zimno jak w kostnicy. Ściany były zrobione z metalu. Wzdłuż nich stały szafki. Pokój zajmowały duże stoły, a nad każdym z nich wisiała lampa, z której wydobywało się jasne światło. Większość z nich była pusta, ale na kilku znajdowało się coś przykryte białym obrusem.
Anek głośno przełknął ślinę i słysząc bicie własnego serca, podszedł do jednego ze stołów
i zdjął z niego prześcieradło. Wytrzeszczał oczy, zobaczył martwe ciało małego chłopca. Mógł mieć może rok, półtora. Miał czarne kręcone włosy i zamknięte oczy. Nastolatek nakreślił krzyż na jego zimnym czole i je ucałował. Rozejrzał się chwilę po pokoju, a potem z niego wybiegł, pełen strachu i zdumienia.
Popatrzył chwilę na wnętrze gabinetu i... nagle usłyszał głosy dochodzące z przedsionka. Chyba ktoś tu zamierza wejść, pomyślał. Rozejrzał się dookoła, szukając jakiegoś miejsca, gdzie mógłby się schować, ale nic nie znalazł, oprócz kostnicy, która nie wydawała mu się dobrym miejscem.
Okno, podziękował za nie w duchu. Nie wiedział czy uda mu się wyjść. Nie było ono osadzone nisko, ale co mógł innego zrobić? Stojąc na palcach, otworzył je i przełykając ślinę, patrzył na wysokość, która dzieliła go od ziemi. Nie była ona wcale mała. Anek bał się jednocześnie skoczyć
i zostać. Usłyszał zbliżające się kroki i... zobaczył na oknie napis: Skocz. Zaufaj mi. Chłopak ani myślał to zrobić. Miał ufać jakiemuś dziwnemu napisowi, którego - mógłby przysiąc - nie było tu jeszcze przed chwilą? Nagle poczuł jak coś wkrada się w jego duszę. Duch? Złapał raptownie oddech i sterowany jakąś dziwną siłę, wyskoczył przez okno. Drzwi się otworzyły, a on poczuł dziwny prąd przechodzący przez jego ciało. Wzleciał w powietrze, ale nie był sobą, tylko orłem.
Był bardzo zszokowany. Myślał, że zaraz zemdleje. Ale czy ptaki mogą stracić przytomność? Nagle odzyskał władzę nad sobą, ale nie wiedział, czy to coś, ta siła, go po prostu opuściła, czy on ją sam wyparł. W każdym razie, żałował tego. Ogarnął go paniczny strach przed upadkiem. Jak miał latać? Ujrzał napis na niebie: Ptaki nie latają dzięki skrzydłom, tylko dzięki powietrzu. Kluczem do wszystkiego jest otaczający nas świat.
Nastolatek, tym razem, postanowił się zastosować do napisu, ale nie wiedział za bardzo jak. Spadał, ale na szczęście, wolno. Zawdzięczał to pewnie błyskawicznym ruchom skrzydeł. Gdy znajdował się blisko ziemi, przypomniał sobie zajęcia z jogi, nauczycielkę mówiącą:
- Znajdźcie w sobie spokój. Uwolnijcie swoją duszę od ciała.
Nie chciał chodzić na te zajęcia. Wydawały mu się zbyt dziewczęce, ale musiał przyznać, że je lubił. Nastolatek wspominał też spacery, podczas których wdychał i rozkoszował się wiatrem.
Powietrze to spokój, pomyślał.
Zaczerpnął go szybko i wyzbył się wszelkiego strachu. Poczuł się lekki jak piórko i poszybował
w górę z niezwykłym spokojem, rozkoszując się powietrzem. Zauważył go, niewidoczny, lekki podmuch wiatru. Powietrze... Widział je, czuł je i kochał. Czuł się wolny, wolny od wszystkiego. Uniósł się do chmur i wydał dźwięk, jaki wydają zazwyczaj orły. Ujrzał chmurę i wleciał w nią, a ona się rozpłynęła pod jego dotykiem.
***
Miley i Max siedzieli na chłodnej podłodze obok siebie. Mieli nadzieję, że się ogrzeją o własne ciała. Mimo czarnego swetra Maxa i kurtki, za którą Miley w duchu podziękowała, obojga przeszywał chłód.
- Dlaczego tu jest tak cholernie zimno! - odparł Max - Chcą nas zamrozić i tak zabić?
- Trzeba było nie zostawiać Anka samego. - rzuciła krótko, a jej ton mówił, że jest obrażona.
- Ma jeszcze czas. Nie jesteśmy tu strasznie długo. - nastolatka spiorunowała go wzrokiem. - No co?
- Nic. Właściwie może w ogóle po nas nie przychodzić. Będzie miał na sumieniu trójkę znajomych. Może to mu przemówi do rozsądku. - Max zaśmiał się cicho.
- Chcesz się poświęcić dla jego rozsądku?
- Dla kogoś trzeba. - chłopak spoważniał w mgnieniu oka i spojrzał twardo na Miley, ale nic nie powiedział. Nie wiedział co.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, kuląc się z zimna.
- Mogę cię o coś spytać? - spytał, przerywając ciszę.
- Ciekawość nie jest dobra. Im więcej wiesz, rozumiesz, tym bardziej cierpisz. - odparła nieobecnym głosem, a jego usta uformowały się w chłodny, smutny uśmiech.
- Jedno twoje pytanie, za jedno moje. Dobry interes, zważywszy na to, że ostatnio miałaś do mnie kilka pytań.
- Dobrze. Pytaj o co chcesz. - powiedziała z namysłem. - Wolę mieć to już za sobą.
- Dlaczego wszystko jest ci obojętne?
-To znaczy?
- Myślisz, że nie wiem, że ryzykujesz tylko, dlatego, że masz w nosie, to co się z tobą stanie? Chyba nie obchodzi cię, czy żyjesz, czy umrzesz.
Miley popatrzyła na niego uważnie. Ich twarze znajdowały się blisko siebie, a mimo to, w nikłym oświetleniu, widziała tylko jej cień.
- Zwykła odwaga.
- Nie wierzę ci. Jest różnica między odwagą, a czystą obojętnością.
Miley zastanawiała się przez dłuższą chwilę, co powiedzieć.
- Dobrze, masz rację. Jestem obojętna. Dlaczego? Bo życie nie jest bajką.
- Cz coś... - zaczął niepewnie
- Teraz moja kolej. Odpowiedziałam ci. - przerwała mu
- Ale... - zaczął się jąkać.
- Żadnego ale, umowa to umowa.
- No dobrze. Więc o co chcesz zapytać? - odparł, znając odpowiedź. Chce zapytać, co znaczy ten tatuaż, pomyślał.
Miley zastanawiała się jak ułożyć pytanie, żeby go nie zmarnować.
- Rano kłóciłeś się z jakimś facetem. Co ci konkretnie ten człowiek obiecał? - spytała najostrożniej jak mogła. Wiedziała, że to drażliwy temat.
Max wytrzeszczał oczy. Zapewne takiego pytania się nie spodziewał. Liczył na takie, które nie zdradzi jego sekretów. Zawarł z nią umowę i wpadł.
- Po prostu zawarliśmy umowę. Słowną umowę. - odparł, przełykając głośno ślinę.
- Nie pytałam o to, czy obiecał ci coś. Ja pytałam co to było, co konkretnie.
- To nie fairy. Ty mi nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Nie zupełnie.
- Mylisz się. Odpowiedziałam. - powiedziała, patrząc mu głęboko w oczy, które w mroku, wyglądały na czarne. - Trzeba było zadać bardziej precyzyjne pytanie.
Znowu głośno przełknął ślinę, a ona usłyszała jak wali mu serce. Przez chwilę zrobiło jej się go przykro i chciała unieważnić umowę, ale nie mogła się poddać. Chciała wiedzieć i ciekawość zwyciężyła.
- To długa historia. - odparł szeptem, smutnym głosem.
- Mamy czas, dopóki nas nie zabiją.
- Musisz obiecać, że nikomu nie powiesz. - zażądał, patrząc jej prosto w oczy.
- Obiecuję. Przysięgam na moje życie, które niedługo się skończy. - odparła wyraźnie zadowolona.
- Może to głupie, ale wierzę w niego.
- Wiara to matka głupich. Podobnie jak nadzieja. - powiedziała z kwaśnym uśmiechem. - Zaczynaj swoją historię.
Max chwilę się zamyślił, jakby nie wiedział jak ubrać, to co było w jego głowie, w słowa. Po chwili czasu, dziewczyna zobaczyła w jego oczach dziwny błysk.
- Ten człowiek obiecał mi znaleźć pewnych ludzie ze znakiem krzyża z kokardą.
- Po co?
- Właśnie uświadomiłem sobie, że pytałaś co mi konkretnie obiecał, a nie jak wygląda moja historia. - mrugnął do niej, uśmiechnięty od ucha do ucha, a ona prychnęła ze złością.
- To moja gra. - rzuciła, ale bardziej rozbawiona niż zła.
- Każdy może grać w gry.
- Może ci pomogę? - widząc jego zdziwienie szybko dodała: - Szukać tych ludzi. - na jego twarzy dało się zauważyć cień strachu.
- Nie. Nie trzeba. - odparł pośpiesznie.
- Daj sobie pomóc. Nikt nie powinien działać sam. W pojedynkę ma się marne szanse. - spojrzała na niego niemal błagalnie.
- A ty to niby nie działasz w pojedynkę? - odparował
- Nie ratuję sama Niny. Więc mogę pomóc?
- Wykluczone. Ty...
- Zależy ci na znalezieniu ich? - przerwała mu.
- Bardziej niż na czymkolwiek.
- Jeżeli naprawdę tak jest, powinieneś dać sobie pomóc. Wtedy ich znajdziesz. Sam masz mniejsze szanse. Zrozum.
Chłopak wziął głęboki oddech i odparł:
- No dobrze.
- Powiedz, dlaczego ich szukasz.
- Zapomnij.
- Ale...Jak mam ci pomóc?
- Jeśli chcesz mi pomóc, zrób to bez zbędnych pytań, albo wcale.
- Zbędnych pytań? - spytała oburzona.
- Jak wolisz, mogę je nazywać zwykłymi pytaniami, ale to nie zmienia faktu, że masz ich nie zadawać.
Wzięła głęboki oddech i odparła:
- Jesteś uparty. - a on wydał z siebie stłumiony dźwięk przypominający śmiech.
***
i śmierć jest za zapłatą za marzenia, cena wydaje się być uczciwa. Nagle ogarnęło go wielkie przerażenie. Jak się zmienić w człowieka?
Usłyszał za sobą dźwięk - wysoki skrzek, orła. Odwrócił się w stronę okna. Na starym, zakurzonym parapecie, stał orzeł, a on pod wpływem impulsu, zamknął powieki i wsłuchał się całym sobą w dźwięki ptaka. Wysokie skrzeki po chwili zaczęły się formować, w jego umyśle, w proste słowa:
- Jesteś człowiekiem - skup się na tym. Poczuj swoją skórę i kości pod pierzem.Wyobraź sobie, że są one tylko nim przykryte i wydobądź je na powierzchnie wolą umysłu.
Anek otworzył oczy i po chwili ptaka nie było. Postanowił jednak go posłuchać i zrobił tak jak ptak mówił. Przeszedł go dziwny prąd i lekki ból. W głowie mu się zakręciło. Spojrzał na swoje ręce i zobaczył, że są ludzkie. Znowu był w swojej postaci.
Klucze, pomyślał.
Rozejrzał się po pokoju, grzebał w półkach biurka i znalazł, cały komplet kilkudziesięciu żelaznych wytrychów. Wziął je bez namysłu i podszedł do drzwi, najciszej jak mógł. Przystawił ucho do nich. Chciał sprawdzić, czy ktoś jest w przedsionku. Gdy nic nie usłyszał, wyszedł z gabinetu i wbiegł po schodach, rozglądając się dookoła. Zastanawiał się, gdzie mogą być jego przyjaciele.
Na drugim piętrze, zauważył klapę na podłodze. Otworzył ją, bo gdzie indziej mogliby więzić ludzi? Zeszedł po stromych schodach w dół, myśląc o wietrze w jego skrzydłach. Dotarł do przedsionka z rzędami zamkniętych drzwi. Otworzył pierwsze, ale nikogo tam nie znalazł. Zamknął je i ruszył do następnych.
***
Miley opierała się o Maxa, a on o nią. Oczy same się im zamykały.
Nagle drzwi otworzyły się. Do celi wpadło lekki światło z przedsionka. Nastolatkowie gwałtownie odskoczyli od siebie i wstali, wytrzeszczając oczy.
- Prawdziwy cud. - odparła Miley ze szczerym zdumieniem.
- Nie trzeba było w niego wątpić.
- Kto we mnie wątpił? - spytał, podchodząc do nich.
- Miley.
- Ha. Łyso ci! - wydał okrzyk radości, łypiąc na nią spode łba.
Ona tylko potrząsnęła głową.
- Wynośmy się. - odparła i ruszyła do wyjścia.
- A może takie dziękuję dla swojego wybawcy.
- Mogłeś się pośpieszyć. - rzuciła przez ramię.
- Współczuje stary. Dziewczyna trochę nie w humorze, a ty byłeś tu na nią skazany.
- Twój widok tak na nią działa. - powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Masz na myśli mój zniewalający wygląd. - odparł, przeczesując włosy. Dziewczyna jest zazdrosna nawet o otaczające nas powietrze, o to jak jestem zabójczy.
Max się zaśmiał, a Miley spiorunowała ich wzrokiem.
- Dość tych żartów. Trzeba znaleźć Ninę. A ty. - wskazała palcem na Anka. - Wymyślisz sposób w jaki, będziemy mogli to zrobić.
- Dlaczego ja? - powiedział pełen żalu i zdezorientowania.
- Przecież jesteś bohaterem. - uśmiechnęła się do niego cierpko, a Anek przełknął głośno ślinę
i spojrzał na Maxa, a on tylko w przepraszającym geście, wzruszył ramionami.
Wszyscy troje wyszli z pomieszczenia. Anastazy zamknął drzwi celi i razem z przyjaciółmi, powędrował na górę, a następnie zeszli do przedsionka.
- Więc co robimy, mój ty bohaterze? - rzuciła, patrząc na chłopaka, który ich uwolnił.
- To teraz tak się ludzie odwdzięczają bohaterom? - skierował palec na Miley i na Maxa, przejeżdżał nim z jednego na drugie. - Za grosz szacunku. Myślicie, że bohater nie potrzebuje odpoczynku? Myślicie, że jest taki wspaniały, że nie trzeba mu dziękować? Po prostu, hańba wam! Hańba! - mimo, że jego słowa brzmiały jak wywyższanie się, to ton jego głosu był zakłopotany, jakby próbował się wywinąć od winy, którą popełnił. Teatralnie osunął się na podłogę i oparł o ścianę. - Bohater teraz odpoczywa.
Dwójka jego przyjaciół, patrzyła się na niego z wielkim zdziwieniem i zarazem rozbawieniem. Max spodziewał się, że Miey wybuchnie i zaraz rzuci jakiś tekst, ale ona tylko znudzona machnęła ręką i zażądała:
- Mój ty bohaterze, odłóż chociaż klucze na miejsce. Bohater Miley zajmie się tą sprawą. - odrzekła od niechcenia i kątem oka zerknęła na Max, a on uśmiechnął się szeroko.
Anastazy słysząc jej żądanie, pokiwał głową. Ruszył w stronę gabinetu i zapukał do drzwi. Dziewczyna chciała go powstrzymać, ale się zrezygnowała z tego. Odłożył klucze z powrotem na miejsce. Następnie wyszedł z pokoju.
- Gotowe! - odparł pełen podniecenia. - Więc jaki plan, pseudo bohaterko?
Miley spiorunowała go wzrokiem, a potem uśmiechnęła się szeroko.
- Najprostszy i najskuteczniejszy ze wszystkich. - wskazała na drzwi. - W pewnym momencie drzwi się otworzą i wyjdą z nich lawiny naszych...klonów. Zmieszamy się z nimi, a potem jakoś odróżnimy od nich Ninę.
- Odróżnić kopię od oryginału? - odrzekł Max, unosząc wysoko brwi.
- Jak długo tu zostaniemy? Oni mogą wrócić tu w każdej chwili, by was zabić. - zauważył Anek.
- Was? Raczej Nas. - odparowała dziewczyna. - Schowamy się jakoś. - gdy zauważyła zdziwione spojrzenie Anastazego dodała: - Będziemy działać pod wpływem adrenaliny. To zazwyczaj skutkuje.
Anek uniósł ręce do góry, w znaku poddania się.
- Jak chcesz. - odparł.
- Znalazłeś coś ciekawego w tamtym pomieszczeniu? - spytał Max, wskazując na drzwi, z których niedawno wyszedł chłopak.
- Nic takiego... Nie licząc zgonów paru małych brzdąców. - odpowiedział całkiem beztrosko, jakby to go nie ruszało, a chłopakowi i dziewczynie opadła szczęka.
- Tylko tyle? - rzuciła jadowicie Nina. - No to rzeczywiście nie ma się czym przejmować.
- Ej! Nie masz się czego bać. Jest tu bohater.
- No chyba tylko ja nim jestem,
- Ej! Zapomniałaś już kto was uratował?
Miley otworzyła już usta z zamiarem powiedzenia czegoś, ale Max ucieszył ją machnięciem ręki.
- Przestańcie się kłócić. - wzrok skierował na chłopaka. - Nie wiesz do czego im martwe dzieci?
Nastolatek potrząsnął głową, a w oku dziewczyny pojawił się błysk.
- Martwe dzieci... Martwe dzieci...
- O co chodzi? - spytał Max
- W gazecie był taki nagłówek. Było w niej napisane, że w ostatnim czasie ginie sporo maluchów
w wieku do dwóch lat. Nie zaobserwowano nikogo starszego.
- Dziwnie. Bohater A, nie wieży w takie zbiegi okoliczności. - oświadczył Anek.
- Bohater A? - spytała Miley, patrząc na chłopaka jak na wariata.
- A to skrót od Anek, Einsteinie.
Dziewczyna spiorunowała go wzrokiem i ze zrezygnowanie potrząsneła głową.
- W tej gazecie piszą jak zginęły dzieci? - zaciekawił się Max, który jak zwykle był spokojny, no nie licząc paru incydentów.
- W jakiś wypadkach domów, drogowych. Zastanawiają się czy nie są one na pewno zwykłym zrządzeniem losu.
-To wszystko jest bardzo dziwne. To miejsce...
- Mi też się czasem wydaje, że śnię. - rzuciła beztroska Miley, przypominając sobie, jakie to fajne uczucie spać. Nie mogła tego zrobić już od paru dni, a bardzo chciała. Marzyła, żeby ogarnęła ją beztroska fala, zabierając ją z tego świata do krainy snów. Chciała wreszcie odpocząć, poczuć jak to jest oderwał się od rzeczywistości. Zaczęła nawet zazdrościć śpiącej królewnie. Spać setki lat? Co to za kara?
***
Wszyscy troje siedzieli oparci o ścianę. Zachowywali się jak najciszej, aby w razie potrzeby, usłyszeć nadchodzące kroki.
Miley siedziała tuż obok Maxa.
- Masz jakiś plan jak znaleźć tych ludzi? - spytała szeptem, a gdy zobaczyła jego zdziwienie dodała: - Tych z krzyżem z kokardą.
- Możemy później o tym porozmawiać?
- Jasne.
Zapanowała znów długa cisza, którą przerwał Anek. Siedział kilka...kilkanaście kroków dalej od przyjaciół.
- Latałem. - przyjaciele spojrzeli się na niego zdziwieni i znudzeni, jego głupimi tekstami.
- Daruj sobie. - rzuciła Miley wyraźnie znudzona.
- Ja mówię serio.
- Powiedziałam, daruj sobie.
- Słyszę równie dobrze jak latam. - powiedział jak bezbronne dziecko, ale Miley mogłaby przysiąść, że jego wypowiedź miała trochę ton wywyższania się.
- Miley ma racje. Daruj sobie. To nie jest pora na żarty, szczególnie na te głupie. - odparł Max
- Ale ja... - zaczął, ale dziewczyna uciszyła go ręką.
Nie wierzą mi? To zobaczą, pomyślał.
Następnie skupił się nad przemianą. Skorzystał z rady orła. Uświadomił sobie, że pod jego kośćmi jest pierze, które trzeba tylko przenieść na powierzchnie i tak zrobił. Przeszył go prąd, jak poprzednio, ale nie taki mocny. Spojrzał na siebie i po chwili z dumą przyznał, że jest ptakiem. Przyjaciele się na niego nie patrzyli, więc podszedł do nich. Zauważył ich zaskoczenie na twarzy. Wzrokiem powędrowali do miejsca, gdzie przed chwilą siedział. Wydał z siebie wysoki, ale cichy dźwięk i wzleciał na wysokość kilku stóp. Max i Miley mieli usta szeroko otwarte. Wystarczy, pomyślał i zmienił się z powrotem w człowieka. Ukłonił się przed zdziwionymi przyjaciółmi i pełen podniecenia, i radości odparł półszeptem.
- Tada! A nie mówiłem?
Dziewczyna i chłopak gapili się na niego przez krótką chwilę, a Anek poczuł się niezręcznie.
- Dobrze się czujecie?
- Ty... - zaczęła Miley, jąkając się.
- Nie musisz nic mówić. Myślę, że nie jesteś w stanie tego opisać.
Wrócił na swoje miejsce. Max otworzył usta - chciał coś powiedzieć, ale Anastazy nakazał mu być cicho. Przyjaciele wpatrywali się w niego jeszcze przez chwilę, a potem odwrócili wzrok.
Zapewne zastanawiają się jak to możliwe, pomyślał chłopak.
***
Nastolatkowie siedzieli w tym miejscu, co jeszcze kilka godzin temu. Nagle zerwali się na równe nogi. Cztery pary drzwi otworzyły się w, a z nich wychodzili dziesiątki klonów.
- WOW. - powiedział szeptem Max nachylając się nad uchem dziewczyny. Czuła jego oddech na swoim ciele. Przyprawił ją o ciarki, co ją samą zdziwiło i zakłopotało. Na jej policzkach pojawił się lekki, chyba mało widoczny rumieniec. - Jak ją znajdziemy?
- Nie mam pojęcia.
Nina szła wraz z tłumem. Zobaczyła trójkę nastolatków stojących przy ścianie. Moi londyńscy znajomi, zapytała się w duchu ognistowłosa. Potrząsnęła głową, za co się skarciła. A gdyby ktoś ją zobaczył? Klony się tak nie zachowują. Raptownie przypomniała sobie o mamie i Miley, która musiała ją jakoś kryć. Przyszła? Nie chciała w to wierzyć. Nie to nie możliwe, pomyślała.
Kątem oka dostrzegła chłopca o żółtych oczach. Opierał się o ścianę. Anek? Możliwe, żaden klon, by się tak nie zachował, pomyślała. Szybko i ostrożnie podeszła do przyjaciela.
- Anek to ty? - spytała szeptem, a on się niezwykle ciepło uśmiechnął.
- Zguba się znalazła.
- Nie... - urwała, gdy zobaczyła, że podchodzi do niej Max i Miley. - Nie idę z wami. - odparła półszeptem.
- Idziesz. - rzucił Anek. Złapał ją za ramię i z dość dużą siłą pociągnął do drzwi.
- Au. Przestań.
- Bądź grzeczna. Chyba nie chcesz zwracać na siebie uwagi.
Nina umilkła i posłusznie poszła za chłopakiem, za nią z kolei poszła dwójka pozostałych. Wszyscy znaleźli się na korytarzu.
- Co ty tam, do diabła robiłaś?
- Nie idę z wami.
- Oh. Powtarzasz się. - rzuciła Miley
- I co z tego?
- Albo odpowiesz, albo powiem twojej mamie, że tu jesteś.
- Nie zrobisz tego. Tu jest nie bezpiecznie.
- Ja nie jestem Ankiem. Nie żartuję.
- Ja też wcale nie żartuje. - obruszył się chłopak, a ona spiorunowała go wzrokiem. - No może trochę. - dodał po chwili wahania.
- To zabrzmi dość głupio.
- Bardziej idiotycznie niż to, że Anastazy potrafi zamieniać się w ptaka?
- Co?!
- Albo to, że ma się za bohatera A. - odparł Max, a Miley zaśmiała się krótko. Chłopak spojrzał na nią z niezwykłą łagodnością i...czułością?
- Ej! To wcale nie jest idiotyczne. - obruszył się Anastazy - Wręcz przeciwnie. To jest przebłysk mądrości.
- Przebłysk? - Miley uniosła brwi z satysfakcją.
- Wielki błysk, który oświetla bardzo jasną jaskinię, moją jaskinię,
- Chyba... - zaczęła dziewczyna.
- Zamknijcie się! - zażądała Nina. - Jak to może zamieniać się w ptaka?
- Bohater A może wszystko.
- Myślałam, że możesz tylko władać powietrzem.
- Co? - spytali wszyscy troje równocześnie.
Na korytarzu przez chwilę zapanowała cisza, którą przerwała Miley, widząc błysk w oku Anastazego.
- Po co mu to mówiłaś? - rzuciła.
- Bohater A włada powietrzem! - odparł, a po chwili zaczął śpiewać i tańczyć:
Aha Aha
Kto tu jest najlepszy?
To ja! To ja!
Anek! Ale nie,
Nie mów mi tak
Bo jam jest Bohater A
I super moce mam
Aha Aha
- O Boże. - załamała się Miley
- Sorry. - odparła współczującym głosem ognistowłosa, a po chwili dodała. - Ja umiem władać ogniem.
- E tam. Powietrze lepsze. - odparł Anastazy, a ona spiorunowała go wzrokiem.
- Mnie już chyba nic nie zdziwi. - odezwał się Max.
- Zostały nam jeszcze woda i ziemia. Kto jest kim? - zapytał rzeczowym tonem Anastazy.
- Kolejne światło do twojego tunelu? - odparowała blondynka.
- Ty... - odparła Nina, wskazując na Miley - Władasz powietrzem, a Max ziemią. Jeśli tu zostaniecie możecie się nauczyć...
- Nie to wykluczone. - przerwał jej tym razem Max, a nie Miley, która od samego początku upierała się by dziewczyna wróciła do domu.
- Ale dlaczego?
- Tu są martwe dzieci. - odpowiedział bohater A.
- Co?
- Nie ważne. Na historyjki będzie czas, ale teraz się stąd wynośmy. Tylko jak? - głos zabrała Miley.
- Szczerze, mnie to nie obchodzi.
- Powiedz to swojej mamie.
- No dobrze. Idziemy.
- Tak po prostu? - zapytał Anek z niedowierzaniem. - Nie sądzę, żeby to się udało.
- Zmienię się z nimi na straży. - odburknęła, jakby to było coś oczywistego. - I tak, chyba, zaraz kończy się ich warta. - ruszyła do drzwi, ale Miley ja powstrzymała.
- Na warcie stają dwie osoby, nie cztery. - oczy dziewczyny się rozszerzyły.
- A no tak, więc dwójka z was musi się tu schronić. Idziesz ze mną, Miley?
- Jasne. - dodała po chwili wahania.
- Powinien iść z tobą bohater A. - zaprotestował, oburzony chłopak.
- Bohater A, chciał ponoć odpoczywać. - rzuciła przez ramię Miely, kierując się w stronę drzwi razem z Niną.
- Bohater A, odpoczął! - odparł, ale dziewczyny znikły już za drzwiami. Max złapał go za ramię i pociągnął w stronę przedsionka.
- Chodź. - przeszli do miejsca, w którym przed chwila byli.
Max starał się otworzyć jedne drzwi, ale bez skutku. Mag ziemi, pomyślał i rozglądał się szybko za jakimś oznaczeniem. Gdy zobaczył drzwi ze znakiem ziemi, otworzył je i popchnął do środka Anka, a on się zatoczył do tyłu i runął na podłogę pomieszczenia.
Jedną stronę pokoju zajmowała ziemia, z porozrzucanymi, gdzie nie gdzie kamykami. Na jednej ze ścian znajdowały się tarcze, a przy wysokich oknach, mieścił się długi parapet, na którym stało pełno roślin doniczkowych. Pod jedną ścianą stała ława, na którą padało wieczorne światło. Było na niej pełno błota i ziemi. Max nie rzucił okiem na pokój, a następnie uchylił lekko drzwi, by zauważyć kiedy będę mogli wyjść. W tym czasie Anek kręcił się po pokoju, pogwizdując cicho.
***
- Nie odzywaj się.
Miley pokiwała głową, na znak zrozumienia.
W chwili kiedy otworzyły sie drzwi, do budynku wlał się blask słońca, a ich spowił zimny wiatr. Na zewnątrz kropił deszcz, unosiła się lekka mgła, ale słońca grzało. Niebo miało pomarańczową barwę, przy której ogniste włosy dziewczyny wyglądały dość naturalnie. Nina zmrużyła oczy, przyzwyczajając się do słonecznego światła, którego od wczoraj nie widziała.
Strażnicy skierowali na nią wzrok. Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Wzięła od nich halabardę. Klony kiwnęły głową i zrobiły im miejsce, a następnie się oddaliły. Ognistowłosa stanęła prosto, a Miley lekko się zgarbiła.
- Stań tak prosto jak to tylko możliwe. - szepnęła do niej, a dziewczyna się gwałtownie wyprostowała.
Po chwili drzwi się otworzyły i wyszli z nich Max i Anek. Nina położyła ostrożnie halabardę na ziemi, a Miley poszła w jej ślady.
- Biegiem! - zawołała półszeptem Nina.
Wszyscy troje zerwali się do biegu. Podążali przed siebie. Gdy dotarli do końca Green Park przy Constitution Hill, zatrzymali się. Było tam dość tłoczno. Na przeciwko nich znajdował się Buckingham Palace. Była to piękna, marmurowa budowla z licznymi kolumnami i oknami. Wygląda naprawdę niesamowicie, pomyślała Miley, przypatrując się z zachwytem budynkowi.
Był on otoczony czarnym murem ze złotymi końcami. Gdzie nie-gdzie znajdowały się majestatyczne kolumny. Brama prowadząca do posiadłości była ogromna, zdobiona jakąś złotą ozdobą, ale Miley nie była stanie jej dostrzec, z odległości, w jakiej się znajdowała.
Czwórka znajomych była bardzo zmęczona, sapali. Ich piersi unosiły się i opadały bardzo szybko.
- Opowiadaj co się tam działo. - zażądał Max ku zaskoczeniu Miley. Sama miała o to zapytać, ale nie sądziła, że zrobi to Max i to jeszcze dość ostrym tonem, który był do niego nie podobny .
Nina nie próbowała się wymigać. Opowiedziała im wszystko. Lekcje czarów, pokój z klonami, numer, który dostała, mistrzów. Wszyscy słuchali ją z lekkim zdziwieniem. Anek co jakiś czas im przerywał, dodając swoje komentarze, a następnie powiedział co widział w gabinecie.
- Ci twoi mistrzowie zabiją dzieci. - odparła Miley
- Nic mi o tym nie wiadomo. - odpowiedziała Nina. - Pewnie do czegoś im są potrzebne. Trzeba się dowiedzieć do czego i dlatego musimy tam wrócić.
- Właśnie uciekliśmy z celi, myślisz, że nam to darują?
- No nie, ale ja mam swój numer, więc mogę iść.
- Nie jesteś klonem, tylko oryginałem. Jesteś w niebezpieczeństwie. Nie rozumiesz tego?
Nina patrzyła się w jej niebieskie oczy z oszołomieniem. Przez chwilę prowadziły, tak jakby, wzrokową rozmowę.
- Wracam do domu. Później coś wymyślimy. Spotkajmy się jutro przy Horse Guards Parade. Idziesz ze mną Miley?
- Nie, nie mogę. - Nina skierowała na nią z powrotem swój wzrok i patrzyła się głęboka w jej oczy. Coś jej mówiło, że nastolatka nie ma się gdzie podziać, mimo, że mówiła, że tak nie jest.
- Spytaj się mamy czy możesz. Na pewno ci pozwoli.
- Naprawdę nie powinnam.
- Och! Daj spokój. - odparła i machnęła ręką. Wzięła dziewczynę za nadgarstek i pociągnęła za sobą.
- Do jutra. - rzucił Anek i ruszył w przeciwną stronę.
Miley jej się wyrwała i szepnęła do niej:
- Za chwilę wrócę. Dogonię cię. - nastolatka się nie obejrzała. Miley ruszyła do Maxa, który odprowadzał je wzrokiem.
- Dzisiaj przy kwiaciarni w Whitehall. - gdy zauważyła zdziwiony wzrok chłopca dodała: - Operacja krzyż. - uśmiechnął się do niej. - Boże. Gadam jak Anek. - powiedziała, po czym ruszyła za Niną.
Max odprowadził ją przez chwilę wzrokiem, uśmiechając się, a następnie ruszył w stronę domu.
-----------------------------------------------------------------
I jak wam się podoba? Któraś z postaci przypadła
wam do gustu? Trochę wyszedł długi rozdział,
ale trochę bez sensu było go rozbijać.
Ps. Została stworzona strona bohaterowie.
super :) Mi chyba Anek xd + piękny szablon ;)
OdpowiedzUsuńAnek jest najlepszy! Ta jego rymowanka aż zwala ludzi z nóg.
OdpowiedzUsuńProsiłaś, żebym wpadła i oceniła, także jestem :)
OdpowiedzUsuńDługo zeszło mi z przeczytaniem rozdziałów, zwłaszcza z ostatnim. Niestety, piszesz trochę chaotycznie, przykładowo ta scena na początku kiedy Nina zapoznała Maxa. Najpierw piszesz o Anku, a potem wprowadzasz nowego chłopaka. Wyszło tak, jakby to Anek przewrócił się na Ninę. Takich nieścisłości jest więcej.
W tekście pojawiają się również błędy, literówki, typu:
"Nie mogła wydać siebie ani słowa."
z siebie
Rozdziały wypadałoby zbetować, poprosić jakąś koleżankę żeby sprawdziła tekst. Wiadomo, że sama wszystkiego nie wyłapiesz.
Co do fabuły - mogłoby wyjść coś z tego ciekawego choć to zupełnie nie mój klimat. Szkoda, że nie uzasadniłaś skąd pomysł klonowania ludzi i że lecisz trochę za szybko z akcją - ledwo poznaliśmy Ninę, to zaraz wprowadzasz nowych bohaterów, przez co trudno połapać się kto jest kim.
Generalnie opowiadanie jakiś potencjał ma, żeby nauczyć się pisać, musisz przecież tworzyć.
Moja rada to znajdź sobie betę, na pewno tekst zyska na jakości gdy ktoś inny zerknie na tekst + czytaj inne blogi, książki, to pomoże :)
Pozdrawiam
amandiolabadeo.blogspot.com
Dziękuję :*
Usuń