Rozdział 5
NIE PATRZ POWIERZCHOWNIE
Miley stała przed kwiaciarnią na ulicy Whitehall. Budynek był zamknięty. Przez okna, przysłonięte żaluzjami, widać było fragmenty kwiatów: orchidei, tulipanów i białych róż. Północny, wiatr zmierzwił włosy dziewczyny i zamiatał ulice Londynu. Niebo miało odcień ciemnej szarości, księżyc na nim został przysłonięty grubymi, granatowymi warstwami chmur. Wszystko wskazywało na to, że zbiera się na burze. Nastolatka obejmowała się i drżała z zimna. Kosmyki włosów wpadały jej do oczu, tak że musiała co chwila je odgarniać. W powietrzu unosił się nieprzyjemny zapach ścieków i dymu.
Dziewczyna zobaczyła, przez lekką mgłę, chłopaka, który szedł w jej stronę. To zapewne Max, pomyślała. Kiedy podszedł bliżej niej, z rozczarowaniem przyznała, że to nie on. Mężczyzna, który właśnie ją minął, miał jakieś trzydzieści lat i lekki zarost. Rysy, oczy i włosy miał podobne do Maxa, przez co nastolatka go z nim pomyliła.
Nagle poczuła, ciepły dotyk na ramieniu. Odwróciła się ostrożnie.Tym razem był to chłopak, na którego czekała. Wypuściła powietrze z ust. Nie zauważyła nawet, że je wstrzymuje.
- Hej! Zanosi się na burze. Może przenieśmy poszukiwania... akcję krzyż. - powiedział
z rozbawieniem.
- Boisz się deszczu? - spytała z rozbawieniem, unosząc brwi, a on zaśmiał się krótko.
- Ty zapewne kochasz. W końcu jesteś magiem wody. - uśmiechnął się szeroko, a on wybuchła śmiechem.
- Lepszego żartu nie słyszałam.
- Nie wierzysz w to?
- A kto, by uwierzył? - spytała lekko zirytowana - Może i ostatnio widziałam jakieś dziwne klony i inne nieprawdopodobne rzeczy, ale ja magiem wody? Serio?
- Łatwiej ci uwierzyć, że w Londynie jest mnóstwo osób, które nie różnią się od ciebie najmniejszym drobiazgiem niż to, że umiesz władać wodą?
- Tak...Nie...Sama nie wiem. - zaczęła się jąkać. - Dziewczyny takie jak ja, zamknięte w jakimś budynku, na który nikt nie zwraca uwagi i do tego martwe dzieci... Ta perspektywa wydaje mi się mniej przerażająca niż ja i woda.
- Boisz się wody?
- Nie. Nie o to chodzi. Ja...- urwała.
- Boisz się, że jesteś kimś więcej niż zwykłym człowiekiem, że będziesz musiała podołać jakiemuś wyzwaniu, sprawdzić się w czymś. Zmiany się przerażają. - dokończył za nią, patrząc jej w oczy. Ona była wyraźnie zdziwiona.
Czy on czyta w myślach? Skąd wie co czuje, myślę? Jakim cudem mnie rozumie? Te pytania kłębiły się w głowie nastolatki. Brak odpowiedzi przerażał ją, podobnie jak to, że chłopak...ktokolwiek ją rozumie. - Opisz osoby, które szukasz i to co już wiesz. - Zmieniła temat, a chłopak spochmurniał. Chyba nie za bardzo podobało mu się, że angażuje dziewczynę w tę sprawę.
- Na pewno chcesz w to wchodzić? To...
- O Boże. Myślałam, że tę sprawę już załatwiliśmy. - przerwała mu. -Tak jestem pewna.
- Tak ja już wcześniej wspomniałem, szukam ludzi, których znakiem jest krzyż z kokardą.
- Ale gdzie go mają? - spytała zniecierpliwiona - Na nodze, ręce, całym ciele?
- Na ręce...Prawej dłoni, jeśli dobrze pamiętam. - odparł z wahaniem. -Są ubrani w czarne płaszcze, na których są wyszyte krzyże, złotą nicią - mówił nieobecnym głosem. - Mają bluzkę koloru krwi i czarne spodnie, a ich buty...
- Wow! Zwracasz uwagę na wygląd bardziej niż dziewczyny. Tyle szczegółów... - przerwała mu, a on spiorunował ją wzrokiem.
- Muszę wiedzieć jak wyglądają ludzie, których szukam. - odparł zdenerwowany, podnosząc lekko głos.
- Dobrze. Uspokój się. - nakazała łagodnie. - Mi tylko chodzi o to, że informacja o ich butach nie jest nam potrzebna. Wiemy, że na płaszczach mają krzyże z kokardą i tyle nam wystarczy do zidentyfikowania ich.
Chłopak wziął głęboki oddech.
- Dowiedziałem się z internetu, że są zakonnikami... - dziewczyna zaśmiała się krótko.
- No tak. Przecież na takich wyglądają. - jej głos ociekał sarkazmem.
- Z zakonu oddającego cześć szatanowi. - dokończył. - Zakon Lucifero. To z włoskiego. - popatrzył na dziewczynę nieobecnym wzrokiem oraz z zastygłym wyrazem twarz. Oczy jego błyszczały, jakby mówił z nadzieją, przerażeniem, nienawiścią, czy fascynacją. Miley nie umiała stwierdzić.
- Czego się jeszcze dowiedziałeś? - ponagliła go, gdy zamilkł.
- Znaleźć ten zakon mogą tylko ci, którzy oddali się Lucyferowi. Mają oni jakieś wskazówki, wiedzę, cokolwiek. - odparł ze smutkiem. - Szukałem po całym Norwich i w jego okolicach, ale nic nie znalazłem. Przeszukałem cały internet, pytałem ludzi, księży, ale nikt nic nie wiedziałam... - uciął, gdy zobaczył, że dziewczyna nie zwraca uwagi na to co mówi, tylko nad czymś się zastanawia.
Dotknął jej ramienia z troską i lekkim strachem w oczach.
- Wszystko gra? - spytał.
- Tak. Ja tylko... Pochodzisz z Norwich?
- Tak, ale to bez znaczenia. O co...
- Cztery kierunki. - przerwała mu nieobecnym głosem, pogrążona w wewnętrznym monologu.
- Cztery kierunki? Co masz na myśli?
- Dawno się przeprowadziłeś? - spytała, ignorując jego pytanie.
Może go nie dosłyszała, pomyślał chłopak.
- Nie. Jakieś trzy, cztery dni temu. O jakie cztery kierunki ci chodziło? - nie ustępował z pytaniem..
- Kierunki świata. - prychnęła, jakby to było rzeczą oczywistą. - No wiesz wschód, zachód itd.
- I co z tego? Co to ma...
- Nic. - przerwała mu.
- To o co chodzi?
- To może być przypadek, że mieszkamy na czterech końcach Anglii i każdy z nas, w przeciągu kilku dni, jest tu w Londynie. Spotyka się w jednym punkcie na placu?
- Jesteśmy magami, ponoć, a więc może to ma coś do rzeczy.
- Może.
- Uważasz, że...
- Nie. Nie ważne. Zajmijmy się twoją sprawą. Po to tu jesteśmy.
- Powiedziałem ci wszystko co wiem.
Nagle rozległ się głośny grzmot. Z ciemnych chmur zaczęły spadać ciężki krople deszczu.
- Idziemy.- zażądała.
- Jestem za. Trzeba gdzieś się schronić przed deszczem, ale gdzie...
- Do biblioteki.
- Biblioteka? Do najbliższej jest kawał drogi. Zmokniemy.
- Nie chodzi o deszcz. Musimy poczytać trochę na temat magii i innych diabelskich rzeczy. Może czegoś się z nich dowiemy.
- Nie sądzę, żeby takie książki trzymano w bibliotece.
- Warto zobaczyć. Co ci szkodzi?
- Nic, ale musimy zaczekać do jutra.
- Dlaczego?
- Zanim dojedziemy, biblioteka będzie zamknięta.
- No dobrze. To w takim razie spotkajmy się jutro. Godzinę ustalimy na placu, kiedy się wszyscy spotkają.
- W porządku. No to na razie.
- Do jutra. - posłała mu smutny uśmiech, po czym się odwróciła. Max odprowadził ją wzrokiem. Gdy zeszła mu z pola widzenia, obrócił się i ruszył w stronę domu.
***
Miley szła ulicami Londynu. W głowie kłębiły jej się myśli o zakonie Lucifero. Była cała mokra. Ubranie kleiło jej się do skóry, włosy do skroni. Drżała.
Nagle zobaczyła na szybie jednego z budynków - niewielkiego, ceglanego domu z kwiatkami
w pobliżu metalowej bramy - napis, uformowany z kropel deszczu - St Margaret's Church. Przetarła oczy. Nie mogła uwierzyć w to czy napis jest prawdziwy, czy wręcz przeciwnie. Po chwili znów spojrzała na szybę, a napis zrobił się wyraźniejszy i wkrótce zniknął. St Margaret's Church. Można się przejść, pomyślała. To dość blisko.
Szła ulicą Whitehall. Nie było na niej już tak tłoczno, jak o innej porze dnia. Niewielu przechodniów mijało ją, szukając schronienia przed deszczem.
Przeszła obok Parliament Square. Wreszcie dotarła do St Margaret's Church. Podróż zajęła jej kilkanaście minut. Kościół był położony nieopodal Pałacu Westminsterskiego i Big Bena. Tutaj było całkiem sporo turystów, chodzących z parasolkami w ręce. Dziś, Londyn z góry wyglądałby pięknie, pomyślała, ulice osłonięte parasolami w różnych kolorach.
Kościół był niewielki, jasny i skromny. Nie spodobał się Miley. Uznała, że przydałoby mu się malowanie. Miał duże okna, przez które sączyło się do środka światło. Odchodząca od niego, wysoka wieża miała niebieskie, okrągłe okno, które mocno się wyróżniło
Nastolatka weszła do środka.Wnętrze kościoła było znacznie mniej skromne. Złote żyrandole, teraz zgaszone, zwisały z brązowe sufitu. Długie ławy ciągnęły się po całym kościele. Nie brak było tu majestatycznych łuków. Okno od środka było bardzo ozdobne, pełne malowideł.
Od murów kościelnych bił chłód. Przemoczona dziewczyna zadrżała i wytrzeszczała oczy. Ukazało jej się tworzenie, chyba konik morski, cały z wody. Kazał jej iść za nim. Dziewczyna rozejrzała się szybko i ruszyła za stworzeniem. Zaprowadził ją do przeciwległej ściany i kręcił się koło niej dziwnie. Dziewczyna nie wiedziała o co chodzi, dotknęła ściany, ale nic nie poczuła. Konik wykonał jakąś czynność, podobną do dmuchnięcia. Dmuchnąć? - spytała się w duchu Miley i tak zrobiła, ale nic się nie stało. Zwierzę popchnęło ją, a ręka spoczywająca na nagiej ścianie, docisnęła ją, a ta nagle się obróciła i znikła. Tajemne przejście... Istota znikła w nim. Nastolatka weszła do środka.
Było tu niestety jeszcze chłodniej. Z żółtych ściany, zdzierała się farba. Było na niej pełno czerwonych znaków: pentagramów, ying - yang, krzyżów nerona, liczb 666 i... krzyży
z kokardą. Miley wzięła głęboki oddech, tłumiąc krzyk. Konika już z nią nie było. Zaprowadził ją tu, żeby pomogła Maxowi? Nie miała czasu na zastanawianie się nad tym. Podeszła do długiego stołu, stojącego przy jednej ze ścian. Było na nim pełno świeczek i pudełka zapałek. Dziewczyna wzięła jedną, zapaliła ją i położyła na stole, znajdującym się na przeciwko obrazu anioła z czerwonymi skrzydłami, klęczącego przed martwym ciałem. Anioł był umazany krwią i...pił ją z ciała martwego mężczyzny. Podeszła do malowidła i zobaczyła napis, wyryty pod obrazem: ,,Lepiej rządzić w piekle niż służyć w niebie." Miley była przerażona, ale wiedziała, że nie ma czasu na strach. Szybko się opanowała i podbiegła do jednego z regałów książek, stojących dookoła stołów, których było tu pełno. Rzuciła okiem na książki. Wszystkie były satanistyczne. Wzięła pierwszą, lepszą książkę i zaczęła czytać.
***
Na stole, przy którym siedziała Miley, było pełno wosku, który wciąż skapywał z prawie wypalonej świecy. Nastolatka była bardzo zmęczona. Oczy odmawiały, dalszego suwania po linijkach książki. Podziękowała w duchu za swoją bezsenność - bez niej już by pewnie spała. Wokół niej było pełno ksiąg. Te, które przeczytała - odkładała na podłogę, tak, że prawie nie mogła się po niej poruszać. Otworzyła kolejną książkę, a w jej środku znajdowała się jakaś kartka...czerwona kartka, a na niej złotym pismem było napisane:
Czarna magia
Na cudownych stronicach
Popularna
Uwieczniona
w czterech ścianach
Odwiedzana...
Co to miało znaczyć? Miley przeczytała jeszcze raz kartkę. Nie uważała, żeby ktoś, tak po prostu, ją zostawił, zwłaszcza, że to nie była zwykła, biała kartka, pisana niebieskim długopisem. To musiało coś oznaczać. Ale co? Nagle przypomniała sobie słowa Maxa: ,,Znaleźć ten zakon mogą tylko ci, którzy oddali się Lucyferowi. Mają oni jakieś wskazówki, wiedzę, cokolwiek." To wskazówka? Zadawała sobie to pytanie w kółko i w kółko. Możliwe... Stwierdziła, że warto spróbować. Schowała kartkę do kieszeni. Odstawiła wszystkie książki, które przeczytała na miejsce. Wszystkie inne, zaczeka przeglądać w poszukiwaniu innych kartek, ale w żadnej nic nie było. Szybko zgasiła świecę
i wypadła z satanistycznej biblioteki.
Wnętrze kościoła oświetlało wschodzące słońce. Była tu całą noc? Wzruszyła ramionami. Podeszła do drzwi i wyszła na zewnątrz.
Przymrużyła oczy, przyzwyczajając się do zmiany oświetlenia. Ogarnął ją zimny wiatr. Zadrżała. Jej ubranie nadal było mokre i nieprzyjemnie kleiło się do skóry. Kropelki wczorajszego deszczu świeciły się w blasku słońca. Chmur praktycznie nie było na błękitnym niebie. Mgła nie unosiła się w powietrzu. Zanosi się na piękny dzień - stwierdziła. Odkąd była w Londynie, nie było ani jednego dnia bez mgły, wiatru, zimna czy deszczu, a tu proszę, słońce pięknie wstaje.
Nina... - przypomniała sobie nagle. Ogarnął ją niepokój i zmartwienie. Nastolatka będzie na nią zła? Po chwili myślenia o niej, Miley wzruszyła ramionami. Co ma być to będzie... Przecież ją za to nie zabije. A jeśli będzie na nią zła, to i tak przecież tego nie zmieni. Nie cofnie czasu, chociaż zawsze tego chciała. Dlaczego zamiast być, a raczej być według Niny, magiem wody, nie mogła mieć umiejętności cofania czasu? Każdy by chciał władać czasem, cofnąć jakieś chwile swojego życia. Każdy czegoś żałował. Ona więcej niż inni. Cofnęłaby się do momentu narodzin. Chciała żyć od nowa i cofnąć absolutnie wszystko. Nikt, by nie chciał zaczynać wszystkiego od nowa i na tym polegała jedna z różnic, odróżniających ją od reszty ludzi. Ruszyła w kierunku Horse Guards Parade. Nie sądziła, że któreś z przyjaciół tam będzie, ale stwierdziła, że pójście teraz do domu Niny, nie miałoby jakiegokolwiek sensu.
***
Nagle zobaczyła, że ktoś do niej podchodzi. Usłyszała plusk wody, gdy chłopak wkroczył
w kałuże. Był to Anek. Jego oczy, w świetle słońca, przybrały bardziej żółtą barwę. Białe włosy kontrastowały... ze wszystkim. Był ubrany cały na czarno. Wyglądał niemalże strasznie, ale kiedy się do kogoś uśmiechał - tak jak teraz do niej - wyglądał niewinnie, niemalże słodko.
- Myślałem, że przyjdziesz z Niną. - rzucił na powitanie.
- Jakże miło cię widzieć. - odparła z kwaśnym uśmiechem.
- Och. Ciebie również. - odpowiedział słodko jak dziecko, zachwycające się szczeniaczkiem.
Usiadł koło niej, a ona szybko i jak najbardziej dyskretnie, schowała kartkę do kieszeni.
- Skoro musimy czekać... - urwał, zastanawiając się nad czymś.
- Lepiej nie kończ. Boję się, że to co powiesz...
- Posłuchaj tego. - przerwał jej, a ona przyłożyła dłoń do czoła w wyrazie zirytowania.
Zaczął śpiewać ułożone wcześniej słowa piosenki:
Zachowaj spokój - tak powtarzała mi mama.
Dusza ważniejsza od ciała. - tak powtarzała pani od jogi
A wiecie co jak wam powiem?
Ja mistrz nad mistrzami!
Bohater A i nic więcej nie potrzebujesz.
Wezwij mnie, a ja ci pomogę.
Niczym supermen.
Słuchaj moich rad.
Bo kiedyś zostaniesz moim zastępcą.
Drugim bohaterem A!
Tylko powietrzem musisz władać - hej
I lubić orły. - Ej
- O Boże. - wykrztusiła z siebie Miley, zażenowana kolegą.
- Nie jestem Bogiem, tylko bohaterem A. - obruszył się z dumą.
- O bohaterze A. - rzuciła, uśmiechając się ciepło, ale niezbyt pokrzepiająco. - Lepiej?
- O wiele. - odparł, a potem parsknął śmiechem, a ona popatrzyła się na niego jak na wariata.
- Co?
- O ja. Spodziewałem się jakieś uwagi. - powiedział nie tyle ze zdumieniem, co z radością.
Parsknęła śmiechem.
- Cezar mówił ,,Ave ja". Ty zamierzasz mówić ,,O ja"? - wybuchła śmiechem.
- Masz racje. Cezar nie miał gustu. - stwierdził i się roześmiał.
- Gdzieś ty się podziewałaś? - usłyszeli znajomy głos. Podnieśli wzrok i zobaczyli Ninę.
- O Boże... To znaczy o Bohaterze A. - poprawiła się szybko, zerkając z ukosa na Anka. - Nikt tu nie zna słowa ,,cześć"?
- Nie. Nikt go nie zna. - rzuciła cierpko. - Gdzieś ty się podziewała? - podniosła głos.
- Co to za kłótnie? - głos należał do Maxa, który w tej chwili podszedł do nich.
Miley posłała mu szeroki uśmiech i kątem oka zerkając na ,,Bohatera A" powiedziała:
- Kolejny.
- Co kolejny? - spytał z lekkim rozbawieniem.
- Kolejny nie umie się...
- Nie zmieniaj tematu. - przerwała jej Nina.
- Kto powiedział, że muszę się u ciebie mieszkać? To nie mój dom! - dziewczyna podniosła głos.
- To w takim razie, gdzie jest... - urwała w pół zdania. Nie powinnam tego mówić, pomyślała.
W samą porę się opanowałam.
- W takim razie co? - spytała, piorunując ją wzrokiem. Jej oczy wyrażały czysty gniew i cień strachu?
- Gdzie byłaś? - spytała nieco łagodniej.
- Nie muszę ci się spowiadać. - rzuciła gniewnie. Wszyscy zamilkli, patrząc się na Miley
z mieszaniną ciekawości, współczucia i zaskoczenia. Nastolatka postanowiła to przerwać.
- Nie jesteśmy tu by rozmawiać o mnie. Zajmijcie się ważnymi sprawami, albo stąd idę . - zażądała uparcie, zmieniając temat.
Nina uniosła ręce w górę.
- No dobrze. Zatem proponuje szpiegowanie. Najodpowiedniejszy sposób, żeby zdobyć jakiekolwiek informacje.
- Nie zdobędziemy ich, jak będzie w grobie. - rzuciła Miley
- Innego wyjścia niestety nie ma. Chyba, że ktoś jakieś znalazł.
W oku Anka pojawił się błysk i jego usta wykrzywiły się w dziwnym uśmiechu.
- Bohater A ma misję! - wyśpiewał dumnie.
- Co masz na myśli. - spytała zdezorientowana Nina, kierując wzrok na chłopca.
- Umiem zamieniać się w orła. Wystarczy, że będę przyglądał się przez okna, temu co się tam dzieje.
- To serio twój pomysł? - spytała Miley, nie kryjąc zdziwienia i lekkiego rozbawienia.
- Tak. Wiem jest genialny.
- A ty jesteś niesamowicie skromny. - odparowała, uśmiechając się szeroko.
- Ten plan jest dobry...bardzo dobry.- orzekła Nina. Jej wzrok wpatrywał się w martwy punkt. Myślała nad czymś. - Powinniśmy także opanować swoje moce.
- Po co? - spytała Miley, kątem oka zerkając na Maxa.
- Może nam się przydać. Ja co nie co umiem, ale spróbuję się podszkolić i was też. Może nie załapiecie...nie załapiemy dużo, ale lepsze to niż nic.
- Dobrze, wiec kiedy zaczynamy? - tym razem pytanie skierował Max. Rzadko się odzywał.
- Teraz. Anek ty idziesz szpiegować. Na naukę będziesz miał czas kiedy indziej. Najpierw pójdę
z Miley. - zerknęła na nią podejrzanie, z ciekawością. - A ty Max, spotkajmy się tutaj za trzy godziny. Pasuje ci?
- Jasne. - odparł, posyłając im uśmiech.
- W takim razie... - zaczął Anek i po chwili zmienił się w ptaka. Wzrok wszystkich skierował się na niego, a on napawał się przez chwilę swoim blaskiem i odleciał.
- Chodź. - zażądała Nina, szarpiąc ją za ramię.
- Gdzie idziemy?
- Do Victoria Tower Garden. To jest nad Tamizą.
- Wiem. -orzekła kwaśno. -Idź, zaraz cię dogonię.
- W porządku. - westchnęła.
Miley podeszła do Maxa, który szedł w przeciwną stronę. Dogoniła go i wcisnęła w jego dłoń kartkę. Ona już dawno zdążyła zapamiętać wierszyk.
- Co to... - urwał, gdy dziewczyna pobiegła w stronę Niny.
***
Miley i Nina siedziały na jednej z ławek parku, w cieniu drzew. W świetle jasnego słońca, woda w rzece, wyglądała na przezroczystą. Drzew w parku było niewiele. Otaczały one otwarte pole, nie przykryte koronami drzew. Dziewczyny jadły bułki, które Nina dostała od mamy. Próbowała też przekonać...zmusić koleżankę do powiedzenia, gdzie wczorajszej w nocy była.
- Byłam w domu. - krzyknęła w końcu, a gdy zobaczyła, że ludzie się na nią gapią, zrobiła się cała czerwona.
Na szczęście było ich niewiele o tej porze - tylko paru, zabieganych przechodniów, z dwie starsze pani i kilkoro turystów, robiących zdjęcia.
- To w takim razie może byś mnie do niego zaprosiła. - odparowała Nina i po chwili pożałowała swoich słów. Jak mogła to powiedzieć? Jak mogła być taka nie ostrożna? Dziewczyna wpatrywała się w nią szklistym, ostrym wzrokiem. Jej twarz była cała czerwona, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. - Przepraszam. Nie chciałam...
- Nie przepraszaj. - przerwała jej twardo nastolatka.
Jej wściekły wyraz twarzy, złagodniał, a czerwień znikała z twarz. Wyglądała teraz smutno, blado
i żałośnie.
- Co? - spytała oniemiała.
- Nie masz za co. W sumie to masz rację.
- Uciekłaś z domu?
- Co? Nie. - dziewczyna parsknęła śmiechem, ale nie wyrażał on radości. Nina patrzyła się na nią zdezorientowana.
- Moi rodzice...Oni... - zaczęła się jąkać. Siliła się na spokojny ton. - Oni nie żyją. Uciekłam, ale nie z domu, tylko z sierocińca. - wykrztusiła, patrząc w dal.
Nastolatka przez dłuższą chwilę wpatrywała się w jej błękitne oczy, wyraźnie oszołomiona.
- Z Liverpool? - wykrztusiła. - To kilka dni marszu.
- Taka mała przygoda. - powiedziała, posyłając dziewczynie smutny uśmiech.
- Mała przygoda? - parsknęła i zaśmiała się bez krzty wesołości. - Szukają cię.
- Zapewne. - odparła po chwili namysłu.
- Dlaczego? - spytała niezwykle ostro. - Dlaczego uciekłaś?
- Wolę określenie ,,odeszłam." - widząc jej zirytowane i jednocześnie smutne spojrzenie, dodała szybko: - Nie chciałam żyć w sierocińcu, więc odeszłam.
- Ale...Ale... - zaczęła się jąkać. - Co ci tam nie pasowało? Nie mogło być tam aż tak źle.
- Aż tak źle nie jest, ale nie jest też dobrze. To sierociniec. Myślisz, że ludzie są w nim szczęśliwi?
- Przynajmniej mają dach nad głową. - odparowała - A ty? Spałaś na ulicy?
- Nie dosłownie. - odpowiedziała z lekkim śmiechem.
Nina nie mogła w to uwierzyć. Dziewczyna mówiła o tym tak, jakby był to żart, jakby to nic nie znaczyło. Ale to nie był żart, to była poważna sprawa. Jak można z tego kpić? I co teraz z nią zrobić? Nie mówić o tym nikomu, zostawić ją na pastwę losu?
- Gdzie wczoraj byłaś? - spytała, nagle przypominając sobie o wczorajszej nocy.
- Nie martw się, nie spałam na ulicy. Właściwie to w ogóle nie spałam.
Nina spojrzała się na nią jak na wariatkę.
- To co robiłaś? - spytała zaniepokojona.
- Załatwiałam coś. Nic nielegalnego...chyba. Nie powinnaś się martwić. Wszystko u mnie w porządku.
- Uciekłaś z sierocińca, spędziłaś kilka dni na ulicy, nie masz żadnych środków do życia, nic nie masz. I ty mówisz, że jest wszystko w porządku? - powiedziała, z trudem hamując krzyk.
- Tak, to właśnie mówię. - powiedziała łagodnie. - Ale nie jesteśmy tu by gadać o mnie, tylko robić jakieś...głupoty.
- Głupoty. - dziewczyna podniosła brwi.
- Przepraszam, ale inaczej tego nie można nazwać.
Nina wzięła głęboki oddech, jakby próbowała się uspokoić.
- Dobrze. A więc zaczynajmy. - powiedziała sztucznie miło. - Zaczynamy robić te...głupoty.
Miley się zaśmiała, ale gdy koleżanka spiorunowała ją wzrokiem, umilkła. Nina podeszła do niezbyt ładnego murku, oddzielającego park od Tamizy. Blondynka podeszła do niej. Woda lśniła w świetle słońca. Płynęły po niej statki. Po drugiej stronie rzeki wznosiły się budowle.
- Jest jeden problem. - odparła Nina, wyraźnie rozczarowana.
- Jaki?
- Nie możesz stąd dotknąć wody. Bez tego nic nie zrobisz. Po za tym, to miejsce nie jest bezludne. Jak ktoś zobaczy jak czarujesz... - urwała.
- W Londynie nie znajdziesz pustego miejsca, z dostępem do wody. - stwierdziła, ku jej zaskoczeniu, smutnym głosem. - Niektórzy ludzie sądzą, że każdy problem da się rozwiązać.
- Pewnie mieli szczęście, nie natknąć się na ten poważny.
- Albo wiedzieli jak rozwiązywać problemy. - odparła, posyłają dziewczynie uśmiech. - Chodź.
Złapała ją za nadgarstek i pociągnęła wzdłóż murka. Stali teraz, w miejscu, w którym ludzie znajdowali się kilkanaście lub kilkadziesiąt kroków dalej od nich.
- Chyba nikt nie zauważy... - powiedziała w zamyśleniu. - A, więc jeden problem z głowy.
- A drugi... - urwał, gdy zobaczyła jak blondynka przechodzi przez murek i ostrożnie próbuje zejść po stromym zboczu. Gwałtownie zaczerpnęła oddech. Przecież ona spadnie... Serce jej się ścisnęło. - Uważaj.
- Zawsze. - odparła, posyłając jej uśmiech.
Ostatnio uśmiechała się zaskakująco często. Ale dlaczego dziś? Przecież na nią nawrzeszczała.
Miley przy końcu zbocza, potknęła się i runeła gwałtownie w stronę rzeki. Nina wstrzymała oddech i patrzyła się na spadającą dziewczynę, ze ściśniętym sercem. Naprawdę niie mogła nic zrobić? Ale jak to możliwe, że człowiek wydaje się silny, potężny, wyjątkowy i zdolny do wszystkiego, a kiedy przychodzi chwila próby, nie jest wstanie, nawet się ruszyć?
Blondynka wpadła z impetem do wody. Serce Miley zaczęło tłuc się o żebra.
***
Miley nie mogła złapać oddechu, krztusiła się wodą. Jej serce boleśnie łopotało. Zesztywniała cała ze strachu. Przymknęła powieki. Śmierć... Była jej pewna i nawet jeśli w któryś momencie życia jej pragneła, teraz ogarnął ją lęk. Dziwne... Nigdy nie powiedziałby, że się boi umrzeć. Była pewna, że nie boi się zginąć. Ludzie chyba tak już mają, że nie boją się pewnych rzeczy do czasu, kiedy się one wydarzą.
To była ostatnia chwila jej życia. Chciała ją zapamiętać. Otworzyła oczy mimo tego, że ją bolały od tak wielkiego strumienia wody. Czuła jak uchodzi z niej życie. Postanowiła opisać ostatnie wspomnienie w myślach, na wypadek gdyby zapomniała obrazu. Lepiej czasem jest mieć słowa w głowie niż dźwięki, czy ilustracje. Te kiedyś wyblakną, a słowa zawsze pozostaną.
Czuję ból, lekki strach - zaczęła opisywać. Widzę ryby, wodę... Wodę, która raz jest spokojna, raz gwałtowna. Nieprzewidywalna, niebezpieczna i potrzebna. Ludzki organizm składa się z wody. Ludzie, rośliny, zwierzęta - wszystko potrzebuje wody. Woda to skarb, a ona w niej umiera. Umrzeć
otoczonym czymś niezbędnym do życia? To dopiero ironia. Musiała jednak przyznać, że nigdy nie myślała tak o wodzie... w ogóle o niej nie myślała. Woda była po prostu - substancją płynną. A teraz? Teraz dojrzała jej milion odsłon, a każda była wyjątkowa i jedyna w swoim rodzaju.
Ogarnięta dziwną fascynacją, przesunęła dłoń przed oczy i machnęła nią, poruszając wodę. Robiła to co raz szybciej, włączając w tą czynność drugą rękę. Zamknęła oczy i poczuła żar, błogi spokój, szczęście, satysfakcje. Zawsze czuła, że za czymś tęskniła. Boże, tyle było tych rzeczy. Mama, tata, rodzina, dom... A teraz jakaś część tego pustego dna tęsknoty, wypełniła się. Miley poczuła się przez chwilę szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa. Czuła się jak dziecko - beztrosko i bezpiecznie. Unosiła się, czuła to. Woda pod nią wirowała, przyprawiając ja o rozkoszne dreszcze i wielką radość. Po raz pierwszy mogłaby uznać, że może umrzeć ze szczęścia. Ale dlaczego? Coś się z nią działo.
- Dziecko. Kochanie. - usłyszła cichy, łagodny i pełen tęsknoty głos, który po chwili umilkł. Zaskoczył ją, ale nie była w stanie o tym myśleć. Nie teraz, kiedy była tak szczęśliwa, jakby narodziła się na nowo, wzleciała i nigdy nie miała upaść.
Wyłoniła się z wody i unosiła się lekko na nią. Patrzyła na nią, dotykała i uśmiechała się do niej, jakby była jej dzieckiem. Zerknęła na Ninę, która miała otworzoną buzię. Była zszokowana, widać było to po niej. Uśmiechnęła się do niej szeroko. Nie widziałam jej jeszcze nigdy takiej szczęśliwej, pomyślała Nina.
Po chwili błogiego stanu, popchnęła całą wodę, która ją podtrzymywała w stroną lądu, gdy postawiła na zboczu swoją nogę , przesiewała miedzy placami, jeszcze przez chwilę wodę, a potem z lekkim smutkiem, opuściła ją delikatnie . Następnie dotykiem wygładziła wodę - o ile można było tak to nazwać - i delikatnie wprawiła ją w drgania. Ostrożne i z wahaniem, zabrała rękę, i wdrapując się po zboczu, pełna dumy, oszołomienia i szczęścia, nuciła coś pod nosem. Przeszła przez murek
i spojrzała nieobecnym wzrokiem na przyjaciółkę, która nadal patrzyła na nią z oniemieniem.
- Lekcja skończona. - westchnęła i ruszyła w stronę placu na Whitehall
***
Max stał na przed niewielkim ogródkiem, za domem Niny. Obok niego, na ławce siedziała Nina.
- A więc mówisz, że podobało jej się to? - zaczął Max. - Władanie wodą.
- Nigdy nie widziałam jej jeszcze takiej szczęśliwej. - odpowiedziała Nina.
- Też stała tak i wpatrywała się jak ja w ziemię? - spytał, unosząc brwi.
- Właściwie to tonęła.
Max wytrzeszczał oczy. Na jego twarzy wydać było zdezorientowanie, strach, wątpliwość, zaskoczenie. Po kilku chwilach ciszy, jego usta wykrzywiły się w uśmiechu.
- Ja też mam utonąć w ziemi?
Nina uśmiechała się lekko do niego.
- Spróbujemy tego uniknąć. - odparła, wesołym tonem, który w mgnieniu oka spoważniał. -
W sytuacjach kryzysowych, w których jesteśmy w niebezpieczeństwie, najwyraźniej, ktoś nam pomaga, wchodzi w nasze ciało i nim kieruje, jednocześnie ucząc nas.
- W mojej duszy nikt nie mieszka. - rozbawiony głos i śmiech należały do Miley, która podążała
w ich stronę z kanapkami. - Nie jestem marionetką. Nikt mną nie kieruję.
Nina wytrzeszczyła oczy, a Max spojrzał na nią z lekkim uśmieszkiem.
- Proszę, wasza wysokość. - odparła, podając koleżance talerz z kanapkami.
- Jak to nikt tobą nie sterował? - spytała ze szczerym zdumieniem i jednocześnie lekkim strachem. Jej czerwone plamki na tęczówce, wyglądały bardzo wyraźnie w jasnym słońcu. - Tak po prostu, sama z siebie, zaczęłaś czarować?
- Tak. Miałam na to kilka sekund, inaczej bym się utopiła. - odpowiedziała beztrosko, wzruszając ramionami.
- Jak wiedziałaś, co robić?
- Nie wiedziałam. Po prostu... - urwała. - Nie wiem jak to wytłumaczyć. Pewnych rzeczy nie da się opisać.
- W takim razie, chyba, potrzebuję innego nauczyciela. Wolę się uczyć, nie narażając swoje życia
w dziwny sposób... W niemożliwy sposób. Ziemia nie jest niebezpieczna.
- I to jest twój błąd. - odparła Miley, która od tamtej chwili w wodzie, tryskała energią. Wzięła z talerza kanapkę i odgryzła kawałek, przełykając go. - Musisz się w nią wczuć, uwielbić ją. Powinieneś myśleć o niej na wszelkie sposoby. Nie patrz na to co oczywiste, bo jaki w tym sens? Pod słowem ziemia nie kryje się tylko zwykły grunt, ale milion innych słów, które musisz zauważyć całym sobą.
Miley zauważyła, że Nina patrzy na nią jak na wariatkę, a Max próbuje stłumić śmiech.
- Dobrze się czujesz? - spytał, a ona spiorunowała go wzrokiem, posyłając kwaśny uśmiech.
- Uważasz mnie za wariatkę? Proszę, radź sobie sam. - rzuciła, po czym zaczęła się oddalać
z kanapką w dłoni.
Zatrzymała się gwałtownie i obróciła się ostrożnie. Zobaczyła, że znajomi odprowadzają ją wzrokiem z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie potrafiła określić. Skierowała swój wzrok na szklankę wody, stojącą na ławce. Uśmiechnęła się do niej szeroko. Podniosła rękę w stronę naczynia, które było w odległości kilku metrów od niej i zaczęła sterować płynem. Drżał w szklanym pojemniku, a potem uniósł się nad nim. Miley przenosząc rękę w stronę Maxa, sprawiła, że woda na niego trysnęła. Chłopak stał mokry i zaskoczony - jego oczy to wyrażały, jego usta jednak wykrzywiły się w uśmiechu. Miley szybko odwróciła się i ruszyła w stronę ulicy. Nastolatkowie odprowadzali ją zdumionym wzrokiem.
***
Słońce już zachodziło. Miley szła w stronę Horse Guards Parade, gdzie wszyscy mieli się spotkać. Stopy ją bolały od chodzenia po Londynie - od czasu kiedy opuściła dom koleżanki, nie robiła nic innego, po za bezmyślnym chodzeniem uliczkami i rozmyślaniu nad rozwiązaniem zagadki. Na szczęście, zdążyła już się przyzwyczaić do tego bólu. Podróżując między Liverpoolem, a Londynem, musiała przejść znacznie większy kawał drogi.
Na placu stała już Nina i Max. Dziewczyna zastanawiała się, czy chłopakowi dało się poruszyć ziemię.
Włosy Niny idealnie zlewały się z czerwonym niebem.
- Hej! I jak tam sobie poradziliście beze mnie? -odparła, posyłając wyzywający uśmiech. - Musiał utonąć w ziemi?
- Na szczęście nie. - odparł chłopak.
- Ale też nie udało mu się nic zrobić ze swoją mocą. - dodała Nina znudzonym i zmęczonym głosem. Pod oczami miała cienie.
- Trzeba było posłuchać moich rad.
- Pod koniec słuchałem, ale jedyne co mi się udało, to parsknięcie śmiechem. - uśmiechnął się do Miley. - To jest głupie i sama o tym wiesz.
- To nie jest takie głupie, jak się wydaje. Uwierz mi. Mi się udało.
- Może ja tak nie potrafię...
- Spojrzeć na coś inaczej niż powierzchownie? - rzuciła, wpatrując się w jego srebrne oczy.
- To jest zwykła ziemia. Nic szczególnego. - upierał się chłopak.
- Nie umiesz władać swoją mocą. - westchnęła. - Nie moja sprawa.
Nagle usłyszeli skrzek...orli skrzek.
Anek.
Szybował przez niebo i zatrzymał się u stóp przyjaciół, a następnie, rozglądając się szybko, zmienił się w człowieka. Na szczęście nie wiele osób przychodziło na ten plac.
- Bohater A zakończył misję. - zameldował z dumą.
- Bohaterze A, jakie wieści? - spytała Miley, a Max się do niej uśmiechnął. Nina popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem, a Anek tylko z dumą oświadczył:
- Mam pewne informacje.
- Jakie? - spytały równocześnie, Nina i Miley. W głosie pierwszej było zdumienie i zaciekawienie. Ton głosu Miley wskazywał, natomiast, że dziewczyna jest zirytowana i zniecierpliwiona.
- Obserwowałem z okna gabinetu i z innych okien, co się dzieje w środku.
- To już wiemy. - parsknęła Miley.
- Jak będziesz taka opryskliwa, to nic nie powiem.
- Idiota. - powiedziała cicho, tak że nikt jej nie usłyszał. No prawie nikt... Max posłał jej lekki uśmiech, świadczący o tym, że wie, co właśnie powiedziała.
- Co, słucham? - spytał Anek, wytężając słuch.
- Nic, bohaterze A, czekamy. - powiedziała ze znudzeniem.
- Po pierwsze, miałaś racje, Nino. - odparł, kierując wzrok na dziewczynę.
- W związku z czym?
- Z tym, że ja władam powietrzem, Max ziemią, Miley wodą, a ty ogniem.
Dziewczyna posłała mu lekki uśmiech.
- A teraz powiedz nam, coś czego nie wiemy. - zażądała Miley.
- A skąd mam wiedzieć, czego nie wiesz?
- Po prostu mów, to co wiesz.
Anek uniósł ręce do góry.
- Okay. Wygrałaś. Widziałem tych dziwnych ludzi...istoty. Te, o których mówiła Nina. Mistrzowie?
- Tak. To...
- To nie istotne. Wszyscy wiemy o kogo chodzi. - przerwała jej Miley.
- Nie słyszałaś, że cierpliwość to cnota? - tym razem odezwał się Max, a nastolatka spiorunowała go wzrokiem.
- Niestety nie. - odparła, wykrzywiając usta w kwaśnym uśmiechu.
- Ci mistrzowie mówili coś o was. Twierdzili, że nie jesteście klonami, że numer 123, tak jak mówiła jakaś tam Convira, nie jest stworzoną. - ciągnął dalej Anek z dość poważną miną, co było u niego dziwne. - Stworzeni... Tak ich nazywali. Mówili, że trzeba ich... nas się pozbyć. - przełknął głośno ślinę. - A;bo wykorzystać. Chcą naszej zguby. Mówili też, że w czasie treningów zginęły, w ostatnim czasie, trzy osoby. Uznali, że trzeba stworzyć nowych... Przelać krew dzieci... - popatrzył na towarzyszy smutnym wzrokiem. Zauważył, że znajomi patrzyli na niego z mieszaniną przerażenia, smutku, współczucie, zdumienia i czegoś jeszcze, ale chłopak nie umiał określił czego.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I jest kolejny rozdział.I znowu przepraszam za tak długi rozdział....
Witam. Nadrobiłam już wszystko :)
OdpowiedzUsuńZacznę od tych mniej przyjemnych uwag: robisz bardzo dużo literówek. Nie jestem jakoś specjalnie uczulona, bo literówki to także mój odwieczny problem, ale jest kilka takich, które naprawdę można by łatwo wyłapać: "A;bo" pod koniec tego rozdziału, "nie bezpiecznie" w rozdziale 4. I "wzdłÓż" w tym rozdziale.
No to tyle. Nie byłam też taka przekonana co do zażyłości głównych bohaterów - w końcu znają się tylko kilka dni, a zachowują jakby byli najlepszymi przyjaciółmi od lat. Te wszystkie żarty, to że tak wiele o sobie wiedzą, że Nina od razu zaprosiła do siebie Miley. Ale to może ja jestem taką introwertyczką, której średnio wychodzi nawiązywanie kontaktów z ludźmi i się nie znam ;)
A, i jeszcze polecam ten link [http://www.piszmy.pl/zasady-pisania-dialogow-o-dialogach/Chapter.html] - wyjaśnia stawianie kropek i wielkich liter w dialogach ;)
No dobra. Teraz do tych dobrych rzeczy. Te klony to naprawdę ciekawy pomysł. Dlaczego właściwie ktoś miałby klonować akurat ich? Albo raczej, skąd ci ludzie wiedzieli, że są tacy sobie Anek, Nina, Max czy Miley, którzy mają takie moce i że to właśnie ich należy klonować? A teraz będą na nich polować! Mam nadzieję, że szybko nauczą się, jak w pełni wykorzystywać swoje umiejętności. Plus, oczywiście jest jeszcze wątek zakonu, który... No właśnie. Liczę na to, że jest jakoś sprytnie powiązany z klonami i całą tą akademią.
Heh, Anek naprawdę wkręcił się w to bycie Bohaterem A. Myślałam, że to był tylko taki "jednorazowy" żart ;)
To tyle. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tych uwag, ale wychodzę z założenia, że gdyby ktoś wytknął mi pewne rzeczy wcześniej, to nie zaczynałabym od nowa mojego opowiadania po raz enty.
Pozdrawiam :D
Niedawno przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę powiedzieć, że to opowiadanie bardzo mi się podoba. Trzyma w napięciu i zaskakuje. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie
Raven
Ciekawe opowiadanie, czworka nastolatkow, pochodzaca z czterech stron swiata, nagle spotyka sie, po czym okazuje sie, ze kazde z nich wklada nadzwyczajna umiejetnoscia - ogniem, woda, wiatrem lub ziemia. Oryginalny pomysl :)
OdpowiedzUsuńSmutno mi z powodu Miley. Jej rodzice zgineli, po czym trafilado sierocinca, z ktorego uciekla. Teraz nocuje na dworze albo blaka sie po uliczkach Londynu. Moze bedzie mogla znalezc u ktoregos z przyjaciol schronienie.
Interesujace jest rowniez to, co odkryla Miley w kosciele, a dokladnie kartke z dziwna trescia. Moze faktycznie to jakas wskazowka?
Wyglada na to, ze jedna osoba z czworki juz w pelni opanowala swoj zywiol wody. Teraz bedzie mogla sie nim poslugiwac z latwoscia, co bedzie przydatne w zyciu codziennym.
Z tego co mowil Anek, niedlugo dziwne istioty zrobia atak na grupke przyjaciol. Zaskoczylo mnie to, ale jestem ciekawa, jak rozwinie sie sytuacja. Czekam na nowy rozdzial :)
Pozdrawiam!
P.S zapraszam do siebie na freedom-is-paradise.blogspot.de