- Kiedyś... Bardzo dawno temu żyły smoki na tej ziemi. Teraz ludzie, co do tego, mają różne opinie. Niektórzy w nie wierzą, niektórzy nie. Ale cóż... Ludzie są tak nieufnymi istotami, że wierzą tylko
w to, co zobaczą.
- Widziała pani smoka? - spytał Anek z rozdziawioną buzią.
- I to nie jednego.
- Jakie one są? - zainteresował się Max.
- To zależy od smoka. Niektóre są szlachetne, inne nie, ale każde jest na swój sposób złośliwe. I ten... - przerwała na chwilę, zastanawiając się nad doborem słów. - Uważają się za niezwyciężonych. Myślą, że nikt nie może ich pokonać. Chwalą się swoją siłą. No wiecie, to takie napuszone stwory.
- Smoki napuszone? - spytała Anek ze zdziwieniem, głaszcząc się po brodzie. - Nigdy na to nie wpadłem.
- Pewność siebie nigdy w nadmiarze nie jest dobra.
- No dobrze, ale może wrócimy do pani. - zaproponowała Nina.
- Tak jak mówiłam, kiedyś byłam zwyczajną dziewczyną. Pochodziłam z biednego domu. Nie mieliśmy z ojcem pieniędzy. Po śmierci matki został pijakiem. Mama zmarła przy porodzie mojej młodszej siostry. Lavena... - imię siostry powiedziała z niezwykłą czułością i tęsknotą. - Mój ojciec pewnego dnia pożyczył od jakiś zbirów pieniądze i... nie wyszło mu to na dobre. Groźby... Kradzieże... - Jej głos wyrażał szczery smutek. Miely miała wrażenie, że czarownica za chwilę się rozpłacze, ale to się nie stało. Zapanowała cisza.
- I co się potem wydarzyło? - spytała z naciskiem w głosie Nina. - Może przejdziemy do rzeczy?
- Valedion... Twój ojciec.
- Znała pani mojego ojca? - Nina wytrzeszczała oczy.
- Tak. Był smokiem.
- Smokiem? - Zaśmiała się. - To ma być żart?
- Zaraz wszystko zrozumiesz, skarbie. Ciasteczko? - Podsunęła jej pod nos salaterkę.
- Nie. Dziękuję - odparła ponurym głosem, a Silanna z urazem odstawiła ciastka.
- Valedion był najpotężniejszy ze wszystkich smoków. Nikt nie mógł się z nim równać. Niestety był napuszony tak jak wszyscy.
- Napuszony. - Anek zaśmiał się pod nosem.
- Valedion wpadł na pewien pomysł - ciągneła czarownica z lekką ironią.- Powiedział, że jeśli jakiś człowiek lub jakakolwiek żywa istota znajdzie dowolnego smoka i go pokona, zdobędzie go na własność - powiedziała z naciskiem na słowa: żywa istota, dowolnego, pokona i na własność. - No
i wyruszyłam. Liczyłam, że smok obroni nas przed napastnikami. Wiedziałam, że nie mam szans, ale zawsze gdzieś jest promyk nadziei. Nadzieja... - powtórzyła, patrząc w dal, a jej oczy znów przyjęły tęskny wyraz. - Kiedy miałam cztery lata mama, w ostatnich chwilach życia, powiedziała mi, żebym nigdy jej nie traciła. Kazała mi przysiąść, że zawsze będę miała nadzieję i to zrobiłam. - Spuściła wzrok, wbijając go w podłogę. - Ostatnie życzenie umierającego zawsze się spełnia, więc i ja je spełniłam. Nie straciłam nadzieji. - Miley się wydawało, że kobieta uroniła łzę, ale może tylko jej się zdawało? - Wyruszyłam w podróż z niewielkim prowiantem, sznurem i marnym nożem. Szłam przed siebie. Nawet nie byłam pewna gdzie idę. Nie pamiętałam kiedy skręciłam w prawo, lewo, a kiedy szłam prosto. Minęło kilka dni, nie potrafiłam zliczyć ile i resztkami sił, wygłodzona, spragniona i zmęczona doszłam do jaskini o wschodzie słońca. Konałam z nóg, ale na szczęście, zabrałam ze sobą sól. Sypnęłam nią w oczy Valediona. Następnie wskoczyłam na niego i...
- I co dalej? Co dalej? - pytał rozentuzjazmowany Anek.
- Przywiązałam się do jego szyi, lekko go przy tym podduszając. Chciał mnie strząsnąć, ale im bardziej się ruszał, tym bardziej węzeł go dusił. Wyjęłam nożyk i odcięłam mu jedną łuskę. Pokonałam smoka - powiedziała z nieukrywaną dumą.
- Wow - z ust Anka wydał się okrzyk. - Jesteśmy w jednym pomieszczeniu z poskramiaczką smoka. - powiedział szeptem do siedzącego obok Maxa. Jego słowa jednak każdy bardzo dobrze usłyszał.
- Zażyczyła sobie pani moc - odparła Nina ze zrozumieniem. - Chciała pani być czarownicą.
- Skądże. Nie zażyczyłam sobie bycia wiedźmą. - Machnęła ręką. - Chciałam tylko bezpieczeństwa dla mnie i mojej rodziny, i tylko na to mogłam liczyć, a bynajmniej tak myślałam wyruszając
w podróż.
- A więc dostała pani tylko ochronę? - dopytywała się Nina.
- Nie - parsknęła z irytacją. - Kiedy przestaniesz mi przerywać, dziecko?
- Ja... Przepraszam... - Na twarzy Niny malowało się lekkie zmieszanie i skrucha.
- Nic się nie stało, słonko. Ciasteczko?
- Nie, dziękuję - powiedziała pod nosem.
- Wracając do naszej historii... Valedion był zaskoczony moimi umiejętnościami. Nie krył też podziwu. Oczywiście należał do tych szlachetnych smoków. Porażkę przyjął ze stoickim spokojem. Obietnicy zamierzał dotrzymać i obiecał mi coś jeszcze. Uznał, że skoro pokonałam najpotężniejszego ze wszystkich smoków, należy mi się bonus. Postanowił dać mi coś więcej niż tylko bezpieczeństwo. Dał mi i mojej rodzinie dostatnie życie. Wybudował na moją cześć miasto. Miałam być jego panią. Moimi poddanymi nie byli zwykli ludzie. Miasto zamieszkiwali ludzie tacy jak wy.
- Jak my? - Miley uniosła brwi.
- Ludzie władający żywiołami.
- Rządziłaś magiczną społecznością? - spytał z oszołomieniem Anek.
- Tak, ale władza jest ciężarem, więc postanowiłam, że obok mnie na tronie zasiądzie Valedion. Doradzała nam wielka rada.
- Wielka rada? - spytał Max.
- Tak. W jej skład wchodziły trzy osoby. Byli nimi pierwsi obdarzeni - przedstawicie każdego z żywiołów.
- Ale żywiołów jest cztery - zauważyła Miley.
- Tak, ale Valedion odpowiadał za ogień. W skład rady wchodziło dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Byli potężniejsi od innych. Innym smokom pomysł miasta się nie spodobał. Byli również obruszeni, że jakaś kobieta pokonała Valediona. Uznali go za słabca, a takie napuszone stwory nie mogą sobie pozwolić na skazę gatunku. Postanowili zniszczyć miasto i wszystkich jego mieszkańców włącznie z Valedionem.
- Udało im się? - spytała Nina.
- Herbatki? - Silanna podstawiła kubek pod nos dziewczyny.
- Nie jestem spragniona.
- Ja poproszę - odezwała się Miley. - Nigdy nie piłam tak pysznej herbaty.
Silanna uśmiechnęła się do niej i podała jej kubek Niny.
- Jesteś bardzo podobna do swojej matki. Charakterem, pewnie, też ją przypominasz.
- Znała pani moją matkę? A ojca?
Czarownica się zmieszała.
- Dojdziemy do tego.
- Ale... - zaczęła Miley.
- Mogę wracać do opowieści? - przerwała jej kobieta.
- yyyy...Tak...
- Tak udało im się, Nino.
- Nino? Nie przedstawiałam się - przerwała jej dziewczyna.
- Jestem czarownicą. Wiem dużo rzeczy. - Zachichotała. - A wracając do naszej historii... Valedion, który wiedział co nadchodzi, postanowił mnie chronić, ale inaczej nie mógł tego zrobić niż po prostu, wygnać mnie z miasta. Wcześniej zamienił mnie jednak w czarownice. - Zamyśliła się. - Tak... Smoki mają ogromną moc...
- Proszę pani? Wszystko w porządku? - spytała Miley po dłuższej chwili ciszy.
- Ach... - westchnęła. - Tak, słonko. - Ożywiła się nagle. - Cała Minerva.
- Minerva? Tak miała na imię moja matka?
- A mój tata? Zna go pani? - spytał Anek.
- Po kolei dzieci.
- Nie masz ojca? - spytała Nina.
- Nie. Przespał się z moją matką i zwiał.
- Twój też? - spytała Max.
- Wszyscy czworo nie mamy ojców? - spytała Nina.
- Co tu się dzieje? - odezwała się Miley.
- Cisza!!! - krzyknęła Silanna i odetchnęła głęboko. - Valedion po tym jak dał mi moc, postanowił zostawić na tej ziemi Potomków. Mieli go uratować i być pozostałością po cywilizacji, którą tak bardzo kochał. Postanowił, że on i dwójka z rady zapłodnią wybraną kobietę, która wyda na świat ich dziecko. Wasi ojcowie... Oni władali żywiołami tak jak wy. - Zerknęła na Ninę. - Oczywiście twój ojciec nie być władcą żywiołu, słonko. Był smokiem. Twój ojciec to Valedion.
Wszyscy wytrzeszczali oczy. Miley pierwsza się otrząsnęła.
- A co z moim ojcem? - spytała. - W tej dziwnej radzie było dwóch mężczyzn.
- Tak - przytaknęła czarownica. - I była jedna kobieta. Nie mogła trzymać cię pod sercem dziewięć miesięcy, więc poczęto cię inaczej. - Kobieta podała jej następny kubek herbaty. - Może się napij, skarbie - zaproponowała z troską, widząc jej bladą twarz. Miley wzięła kubek drżącymi rękami,
i z trudem przełknęła łyk napoju. Oddała prawie nietkniętą herbatę staruszce.
- Przepraszam, ale nie jest w stanie pić.
Kobieta odstawiła naczynie na stół i położyła dłoń na jej policzku.
- Biedactwo.
Miley gwałtownie odepchnęła rękę Silanny, a ona popatrzyła na nią urażona.
- Jak się narodziłam? - spytała łamiącym się, cichym głosikiem.
- Za pomocą prastarej magii. - Odetchnęła głęboko.
- Prastarej magii? - Miley cała drżała. Wyglądała jakby miała się rozpłakać, ale oczy nie chciały wytoczyć płynu.
- Tak, ale nawet Valedion nie może dokonać wszystkiego, bez ponoszenia żadnych ofiar. Narodziny dziecka... Cóż... To... Nie da się tego zrobić tak po prostu. Aby mogła się urodzić nowa istota, dziesięcioro dzieci, które nie ukończyły drugiego roku, muszą oddać swoje życie. Valedion ofiarował niewinne stworzenia, abyś mogła się urodzić.
- A więc... - Dziewczyna głośno przełknęła ślinę. - Ja... Ja... Ja... - Zaczęła się jąkać. - Ja naprawdę jestem sama. Nie mam rodziców. Ja... Ja nawet nie jestem człowiekiem.
- Masz rodziców, a właściwie tylko jednego. Narodziłaś się z krwi twojej matki... Na jej podobieństwo. I jesteś człowiekiem jak najbardziej...
- Nie. Nie jestem. I nie mam matki - podniosła głos. Max złapał ją za ramię.
- Wszystko dobrze? - szepnął.
- Nie. Nic nie jest dobrze. - Wstała z kanapy. - To... - Zrobiły obszerny gest ręką. - To wszystko nie jest normalne. Myślałam... Myślałam, że moi rodzice zmarli w wypadku i nie mogłam znieść tego faktu, ale to jest jeszcze gorsze. Dlaczego w ogóle jestem tu w Londynie? Co mnie naszło, żeby tu przyjechać?
- Uspokój się, słonko. Herbatki na uspokojenie?
- Nie chcę twojej herbaty! - krzyknęła i ruszyła w stronę drzwi.
- Znałam Minerve. Chciałaby dla ciebie wszystkiego co najlepsze. Myślę, że żałowała, że nie może cię wychować.
- Chciała dla mnie jak najlepiej? - Zatrzymała się raptownie? - Przeze mnie nie żyje dziesięcioro dzieci. - Walczyła z płaczem.
- A więc o to chodzi.
- Nie tylko.
- Słuchaj. Od dziecka wiedziałaś, że twoi rodzice zmarli, a nie, że cię oddali. Twoja mama cię kochała i nie chciała, żebyś myślała, że cię nie chciała.
- To bez znaczenia. - Miley miała dłonie zaciśnięte w pięść. Wyszła i zatrzasnęła za sobą drzwi. Max wstał.
- Pójdę po nią - powiedział.
- Nie. Sama musi się z tym uporać.
Max z powrotem usiadł.
- Zostawiono potomków na tej ziemi. Valedion postanowił pójść do mnie. Prosił o pomóc. Nie chciał umrzeć. Po nic mu potomkowie, skoro nie będą nic wiedzieć o swojej mocy - ciągneła Silanna. - Wyrwałam mu serce i uwięziłam w nim jego esencję życiową, a następnie esencje rady. Schowałam jego serce. Jest dobrze strzeżone. Chcieli abyście ich uratowali. Musieliście dowiedzieć się
o mnie i o swojej mocy. W okresie, w którym będziecie gotowi, mieliście wszyscy znaleźć się
w Londynie i spotkać w jednym miejscu. Ponadto mieliście dostać pomocników: orzeł, konik wodny, koń... To wszystko wam pomagało.
- Kiedy byłam w tarapatach czułam jak ktoś mną kieruję... Co to było?
- Twój ojciec. Duchem wciąż jest z tobą.
Rozległ się lodowaty śmiech od drzwi. W ich progu stała Miley, opierała się o ścianę.
- Właśnie widzę jak jej na mnie zależy. Mi nie pomogła. - Widząc zdziwione spojrzenie Silanny dodała: - Sama się nauczyłam władać wodą. Kiedy się topiłem, Minerva nie kiwnęła palcem.
Czarownica uniosła brwi.
- Bo w ciebie wierzyła.
- Wiara jest przereklamowana, nie sądzisz?
- Nie mam zamiaru tłumaczyć ci relacji twojej i twojej mamy. - Silanna westchnęła. - Wracając do ważniejszych spraw... Smoki, które chciały zagłady Valediona, domyśliły się, że zostawił potomków, a bynajmniej jednego. Myśleli, że jedynym potomkiem jest Max. Nie spodziewali się, że jest was więcej. Wysłał do ciebie zakonników i kazał cię zabić, ale żyjesz, więc widocznie go nie posłuchali. Zakonnicy postanowili zabić twoją rodzinę. Chcieli oddać więcej żyć diabłu niż tylko jedno i to jeszcze niewielkiego chłopca - bynajmniej spodziewam się, że takie mieli zamiary.
- To smoki założyli zakon? - spytał Max z namysłem. - I jakim cudem mogą się zamieniać w ludzi?
- Taka ich natura, ale żadna legenda o tym nie mówi. - Wzruszyła ramionami. - Smoki czuły obecność Valediona. Było to naturalne, skoro jest pierwszym smokiem. Wiedzieli jednak, że jest uwięziony i tylko jego potomek może wbić sztylet w jego serce i tym samym go uwolnić. Najpierw uwolnić, potem zabić - inaczej nie można było tego zrobić. Postanowili stworzyć ludzi na wasze podobieństwo. Oczywiście myśleli, że są one podobieństwem rady i w sumie nie bardzo się mylili, bo wszyscy jesteście podobni do swoich rodziców, ale jest parę szczegółów, które was wyróżnia - zielone oczy Niny, małe oczy Anastazego, blond włosy Miley, srebrne oczy Maxa...
- Klony... - odparła Nina, a jej głos tak jakby dochodził z oddali.
- Tak... Mieli nadzieję, że któremuś uda się wbić sztylet w serce. Jednak żadne z nich nie jest tak uzdolnione jak wy. W waszych żyłach płyną poszczególne żywioły. W ich żyłach nic nie płynie. Oni jedynie mogą władać żywiołami, ale nie są w stanie zapanować nad nimi tak jak wy i ich nauka trwa znacznie dłużej. Jesteście powiązani z ogniem, wodą, powietrzem lub ziemią. Łączą was z nimi silne więzi, które pozwalają wam, kierować nimi. Ta więź jednak jest uśpiona i trzeba ją zbudzić.
- Miley się udało - powiedział Max,
Silanna skierowała zainteresowany wzrok na dziewczynę.
- Możliwe - stwierdziła z namysłem. - Klony... - powiedziała po chwili ciszy. - Aby stworzyć nową istotę trzeba poświęcić dziesięcioro dzieci. Valedion był najpotężniejszym smokiem i umiał wykorzystać ofiarę, ale inni nie. Potrzebowali pośrednika. Podpisali pakt z diabłem. Mieli stworzyć na ziemi zakon, który będzie oddawał mu cześć i składał ofiary. W zamian miał wykorzystać maluchów do stworzenia klonów.
- A więc wszystko, po to, aby zabić Valediona? - spytała Nina.
- Valediona i radę, a odkąd wie, że zostawiono was, chce też zniszczyć pozostałości cywilizacji. Jesteście na ich celowniku, a potem... Nie wiem... Zapewne się na was tylko nie skńoczy... Będą chcieli stworzyć nową cywilizacje, którą będą władać. Stworzą ją tu - w Anglii, a później może na całym świecie. Trudno przewidzieć ich zamiary... Ciasteczko? - spytała Ninę.
- Nie, dziękuję.
- A ty, chłopcze? - skierowała salaterkę w stronę Maxa, a on wziął przysmak i go zjadł.
- A więc musimy znaleźć serce i ich uwolnić? - spytała Nina.
- Tak.
Miley się zaśmiała.
- Stworzyli nas tylko po to, bo potrzebowali naszego ratunku. Po co w ogóle mamy to robić? Nie jesteśmy bohaterami i to wszystko nas nie dotyczy. Skoro jakiś głupi smok zamknął esencje w swoim sercu to niech sobie sam radzi. - Wzruszyła ramionami i spojrzała na Ninę. - A jak już ich uwolnisz, to co dalej? Zamieszkacie razem jak rodzinka? Bardzo wątpię.
- Chcesz mieć na sumieniu cały świat? - spytała Nina z urazem.
- Już mi wszystko jedno.
- Nieprawda. Zrobimy tylko to. Uwolnimy ich, a dalej możesz robić co chcesz.
- Już mogę.
Nina odetchnęła głęboko.
- Co ci szkodzi im pomóc? - spytał Max.
Miley nie umiała znaleźć odpowiedzi na to pytanie.
- No dobrze. Niech będzie, ale później wyjeżdżam. Nie chcę się kontaktować z żadnym z was. Chcę żyć normalnie. - Skierowała wzrok na Silanne. - Jesteś czarownicą, prawda? Masz jakiś czar na zanik pamięci? Wrócę do sierocińca i chcę o tym wszystkim zapomnieć.
Cała czwórka spiorunowała go wzrokiem.
- Miley! - wydał z siebie cichy okrzyk Max.
- Nie możesz tego zrobić - powiedziała Nina.
- Chcesz tego? Jesteś tego pewna, słonko? - spytała Silanna. - Jeżeli jesteś zdecydowana to tak, mogę usunąć ci pamięć.
Miley kiwnęła głową.
- To jak znaleźć to serce?
- Musicie cofnąć się do cywilizacji, którą stworzył Valedion. Nie wygląda ona tak jak kilkaset lat temu i nie jest w tym samym miejscu. Została wepchnięta do otchłani. Tam będą czekać na was trzy drzwi. Trzy drzwi, trzy próby. Musicie przejść wszystkie i dopiero wtedy dotrzecie do serca.
- Nie jesteśmy dobrymi magami - zaprotestował Anek.
- To nie próby magii, to próby charakteru... Charakteru trzech żywiołów.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jak widzicie już zbliżamy się do końca. Zostały jeszcze kilka rozdziałów i finał! ;)
Łapka w górę ;)
OdpowiedzUsuńHej, wróciłam z wakacji i nadrabiam zaległosci :D
OdpowiedzUsuńCo? Tak szybko koniec? xD
Co do samego rozdziału, cieszę się, że poznaliśmy historię czarownicy. Nie spodziewałam się, że Nina ma takie... pochodzenie. Może to dlatego Jessica była taka super miła dla Miley?
Swoją drogą nie dziwię się Miley, że nie chce tego pamiętać. Lepiej chyba żyć ze świadomością, że jej rodzice zginęli niż że nigdy nie istnieli (no, przynajmneij ojciec). Może jeszcze uda się jej spotkać z matką.
Pozdrawiam!