piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 13 ,,Więzi"

    Zza pagórku wyłoniła się Convira, a za nią podążali: Zarkrus, Drissia i Darcnos.  Kilka kroków za nimi stali w zwartej grupce kloni.
- Dziękujemy Sil - odezwała się Drissia, wychodząc na przód. - Zajmiesz dobrą pozycję w naszym nowym świecie.
Silanna uśmiechnęła się, a potem podeszła do Valediona i szturchnęła go stopą.
- Zemsta na Valdku jest dostateczną nagrodą, ale, oczywiście, nie odrzucę władzy. Teraz... - Spojrzała  na Potomków. - Trzeba tylko, pozbyć się tych bachorów.
- To już nie jesteśmy skarbkami? - Anek udał zdziwienie. Silanna zachichotała.
- Oczywiście, skarkbu. Jak wolisz...
- Dość tych gierek - zagrzmiał Zarkrus.
- Daj mi się trochę pobawić. Od dawna nie miałam takiej rozrywki. - Silanna udała gniew.
Zarkrus i Convira obchodzili potomków. Drissia zniknęła w tłumie klonów, a Darcnos nie odwracał wzroku od Niny. Mrugnął do niej ukradkiem.
- Damy was szansę - zakomunikował drwiąco Zarkrus.
- Damy wam łaskę - kontynuowała Convira. - Możecie dobrowolnie dać się zabić, albo walczyć
 i ginąć w męczarniach.
- Nie oszukujmy się - dodał Zarkrus. - Nie pokonacie nas. - Uśmiechnął się.
- Walka byłaby nie wyrównana - zauważyła Miley. O dziwo, mówiła bardzo spokojny, choć dość wyzywająco.
  Nie chciała poddać się bez walki, choć wiedziała, że nie ma ona najmniejszego sensu. Nie wiedziała jednak potrzeby umierania w spokoju. Cierpienie? Wielkie, mi co. To tylko ludzkie uczucie, które znała bardzo dobrze. Bardzo dobrze znała ból psychiczny i jeśli go zdołała przetrwać, cierpienie fizyczna wydawało się bez znaczenia. Walcząc, przynajmniej nie nudziłaby się. Skorzystałaby z kilku dodatkowych minut życia i choć, miała spędzić te minuty walcząc, była gotowa to zrobić. Dodatkowe doświadczenie zawsze jest ważne. A czego mogłaby więcej chcieć w ostatnich chwilach życia, jeśli nie zrobienia czegoś, czego nie miała okazji nigdy zrobić? Wiedziała, że umrze i nie miała z tym problemów. Jej życie ma się skończyć? Śmierć przyjdzie po każdego. Przynajmniej, gdyby umarła w tej chwili, oszczędziłaby sobie cierpienia reszty życia: powrotu do sierocińca, dorosłości... Życia jest falą cierpienia, a ona chciała z niej uciec i wyparować ze świata do innego wymiaru - gdzieś, gdzie fala nie będzie w stanie jej dosięgnąć.
  Chciała walczyć - to było jasne, ale nie miała czym. Oczywiście nie potrzebowała broni. Jedyne czego musiała użyć to wody, ale gdzie w pustce woda? Nie ma jak walczyć. Szybko zaczeła myśleć
 o wodzie i o tym, gdzie mogłaby ją znaleźć.
  Spojrzała szybko na przyjaciół, ale oni stali jak sparaliżowani. Nie wiedzieli, co robić, co powiedzieć. Szybko rozważyła,  jednak myśl, że może oni przyłączyliby się do walki. Oczywiście nie mogłaby o to ich zapytać. Nie przy Zarkrusie i reszcie. Zaczęła szybko rozważać szanse
 i wyłapywać wszystko, co zobaczyła. Ziemia... Max z pewnością mógłby jej użyć. Anek też miał z czego korzystać. A Nina? Mistrzowie zmieniają się w smoki, więc gdy tylko zioną ogniem, Nina będzie miała z czego korzystać. A ona?
   KLONY. Oświeciło ją nagle. Wystarczy sprowokować swoją kopię, a ona użyje magii wody... Ale z czego? No tak, przecież nie mogą stać tu bezczynnie. Mistrzowie nie zrobiliby czegoś takiego, a poza tym w planie tym siedziała Silanna, która była bardzo inteligenta, więc musiała sprowadzić tu wodę, aby klony Miley mieli czym się bronić, czym atakować. Ale jak zacząć?
   Miley na ułamek sekundy przymknęła oczy. WODA.. Woda... -Te słowa stały się dla niej mantrą. Pot. Łzy. Zaczęła wyliczać. Wystarczy się rozpłakać, albo spocić. Woda to nie tylko substancja do picia. Wodę ludzie wydzielają. Przymknęła znowu powieki. W jej głowie rozgorzała się burza. Burza wspomnień. Wszystko co przykre, wszystkie obrazy i dźwięk, odtwarzały się teraz w jej umyślę. Uroniła łzę.
   Wszystkie te rozważania trwały zaledwie trzydzieści sekund, ale to wystarczyło, by Zarkrus, uznał, że się poddaje. Prychnął ze zniecierpliwieniem i rozbawieniem. Odwrócił się powoli do Drrisii i w tej chwili nie zważając na konsekwencje, a raczej przyjmując je z obojętnością, uniosła rękę, sącząc siłę ze łzy. Zamaszyście powiększyła źródło wody i uformowałam kulę, którą rzuciła w Zarkrusa.
    Po chwili jego głowa była morka, ale dziewczyna nie wyrządziła większych szkód. No tak woda nie jest niebezpieczna. Co najwyżej można się w niej utopić, abo się nią zakrztusić. No tak, zakrztusić. Ale, co po za tym? To nie wystarczy. Woda musi mieć większe znaczenie. Przecież jej matka musiała jakoś walczyć.
    Zarkrus odwrócił się z gniewnym wyrazem. jego wzrok spoczął na Miley. Dziewczyna pod wpływem impulsu, gestem ręki, zebrała całą wody z włosów i ziemi, a następnie uformowała
z niej ostrze, które, prawdopodobnie, rozcięłoby mężczyźnie ramię, gdyby nie unik. Zagrzmiał
i zmienił się w znajomego smoka. Ruszył prosto na nią ziejąc ogniem. Jego płomień, nie dotarł do Miley, bo atak odepchnęła Nina, a potem się zachwiała. Nie umiała najsprawniej wykorzystywać swojej mocy.
   Pozostałe smoki też się zmieniły. Drissy nadal nie było widać. Zniknęła w tłumie klonów. Miley ciskała ostrzami wody Zarkrusa, korzystając z potu, łez i wylanej wody. Nina od czasu, do czasu, resztami sił, chroniła Miley przed ogniem. Siły jej jednak słabły, a jej odparcia nie były zbyt perfekcyjne, więc Miley stwierdziła, że poradzi sobie sama i w momentach, w których Zakrus ział ogniem, Miley gasiła ogień strumieniem wody, co bardzo denerwowało smoczysko. 
    Convira szła w stronę Anka i Maxa. Miała szaro-granatowe łuski i krótki czarny ogon. Jej długie szpony z pewnością były atutem. Nie była smokiem tak wielkich rozmiarów jak Zarkrus, ale z pewnością wyglądała groźniej. Jej wielkie, niebieskie oczy, patrzyły prosto na chłopców.
    Anek szybko przeobraził się w orła i dziobem oślepił smoczycę, która miotała szponami, zostawiając głębokie draśnięcie na tułowiu ptaka. Max stał przerażony. Próbował jakoś poruszyć ziemię, ale bez skutku. Odbiegł od smoczycy, która próbowała ich na oślep złapać. Kilka metrów od niej, Anek zmienił się w człowieka. Dłoń trzymał na krwawiącym biodrze.
- Spróbuj się skupić! - zażądał.
- A ty? Masz zamiar tylko latać?
- Słuszna uwaga.
    Anek przymknął oczy. Odprężył się, ignorując ból. Zaczął wdychać powietrze i skupiać całą swoją uwagę tylko na nim. Wdech. Wydech. Magiczna aura powietrza. Huragan - powoduje
zniszczenia. Anastazy zrobił kilka szybkich gestów ręką, co wyglądało jakby chciał przeciąć powietrze. Wokół nich silniej zawiał wiatr, skumulował się. Anek otworzył oczy i popchnął powietrze w stronę Conviry. Cisnęła w nią ściana wiatru, która spowodowała, że smoczyca straciła równowagę i prawie się wywróciła.
- Poradzę sobie. Teraz ty - zakomenderował Anek.
- Ale jak?
- Wczuj się.
    Max przykucnął i otwartymi dłońmi dotknął ziemi. Zamknął oczy i zaczął skupiać się na gruncie, co okazało się trudne. Nie wiedział jak zapomnieć o otaczającej go bitwie i skupić się na czymś tak błahym jak ziemia. Skup się, nakazał sobie. Ziemia, co ci z nią kojarzy? Rośliny... Trzęsienia ziemi...Pagóki... Wniesienia.... Skup się. Ziemia... Ziemia jest życiodajna - daje życie rośliną. Jest też groźna - trzęsienia ziemi. Bywa ładna - pagórki... Doliny... Można się przewrócić. To nie działa - stwierdził. Wziął głęboki oddech. Jeszcze raz... Spokojnie... Skupił całą swoją życiodajną energię na ziemi... Ziemia jest stała, pomyślał. Ja też jestem stały, niezmienny, pewny. Ona jest moim gruntem... Poczuł więź z otaczającą go ziemią. Poczuł jej głosy, myśli. Poczuł ją i podniósł o kilka centymetrów. Otworzył oczy. Zobaczył niewielkie wzniesienie u swoich stóp.
- Udało się - zakomunikował Anek.
- Tak.
  Na horyzoncie pojawiła się Silanna. Usta miała zakrwawione. Zaniepokojony Max spojrzał na skrzynię. Było w niej dużo mniej krwi.
- Wypiła, pani, krew? - spytał, zanim ugryzł się w język.
- Po wypiciu krwi smoka, czarodzieje są silniejsi. - Wzruszyła ramionami.
   Ręce, które przywierały do jej tułowia, zaczęła po woli odchylać. Między ramionami,
a tułowiem rozciągnęło się pole elektryczne. Widać było pioruny. Max i Anek odruchowo się schylili, ale w tej chwili czarownica tupnęła nogą i przez ziemię przeszedł prąd. Max nie zdążył zareagować. Nawet nie sądził, czy byłby w stanie. Prąd przeszedł przez Anka i Maxa.  Upadli na ziemię. Uczucie piorunów było niesamowite. Nagle całe pole, zlało się w białe tło. Chłopcy nic nie słyszeli i nie byli w stanie nic wymówić. Czuli się, tak jakby, ktoś nimi mocno, gwałtownie i nieprzerwanie wstrząsnął.
  Nagle usłyszeli ochrypły krzyk kobiety. Po paru chwilach uczucie piorunów znikło. Jedyną oznaką, tego, że poraził ich prąd, były poparzone ręce. Ich wzrok z powrotem odczytywał realistyczne obrazy. Zobaczyli, że Darcnos stoi nad trupem czarownicy i ją rozszarpuje. Stali jak wryci. Rozdziawili buzie. Ale jak to? Przecież on jest z tymi złymi?
   Darcnos był niewielkim czarnym smokiem. Wyglądał trochę śmiesznie, bo na jego łuskach spoczywały fioletowe plamki. Jego atutami były długie szpony i ogon. Żółte oczy świeciły się, gdy  ustami dotknął krwi Silanny.
   Rozległ się gwar krzyków i głosów. To tłumy klonów ruszyły się z miejsca. Większość kopii Anka zmieniła się w orły i zaczęły okrążać Anka. Reszta pozostała w ludzkiej postaci i stała pomiędzy Convirą, a chłopcami. Czterech klonów Maxa otoczyło chłopaków. Reszta otoczyła Convire
 i Darcnosa. Klony Miley i Niny zajęły się dziewczynami. Miley świetnie sobie radziła, ale opadała
 z sił. Nina próbowała nawiązać z ogniem większą więź i zregenerować siły.
   Drissia przypominała swoją postawą i zachowaniem wodza, ale jako smok nie przypominała go. Była najmniejsza ze wszystkich. Jej skrzydła były bardzo cienkie - przypominały skrzydła muchy. Nie miała ani ogona, ani ostrych, długich pazurów. Jedyne czym się wyróżniała, to siedem palców
u rąk i nóg. Ale czy był to atut? Jej oczy też nie wyglądały strasznie. Były wręcz smutne. Smoczyca stała w miejscu i wpatrywała się we wszystko, co się dzieje. Blade, niebieskie spojrzenie było nieprzeniknione.
   Anek sprytnie radził sobie z orłami, wyłapując ich czuły punkt. Klony unosiły się tylko kilka metrów nad ziemią i co jakiś czas opadały. Chłopak leciał wysoko i szybko, robiąc pętle i inne skomplikowane ruchy, unikając słabych podmuchów, ciskanych przez swoje kopie, które i tak rzadko docierały do niego. Chłopak wyglądał na szczęśliwego ptaka.
   Cztery klony Maxa, ciskali w niego ziemią. Chłopak musiał się bardzo nagimnastykować, by odeprzeć wszystkie ataki. Nie był lepszy we władaniu żywiołem od kopii, ale był dość szybki, więc przeważnie unikał ataków, ale nie zawsze. Na ramionach, rękach i nogach miał pełno krwawiących zadrapań.
    Darcnos, bez większych trudności, zmiótł z powierzchni ziemi resztę klonów Maxa. Stworzenia nawet się nie opierały. Może i dostały rozkazy, ale nie byliby w stanie atakować mistrza. Zbyt wiele szkoleń przeszli. Convira schowała się za Drissią. Darcnos przymierzał się do ataku na nią.
- Darcnos - odezwała się Drissia. Brzmiało to jak grzmotnięcie, ale głos miała spokojny. - Zdradziłeś nas.
- Nigdy nie jest za późno na obranie innej ścieżki.
- Tak.
- Nie zabijesz mnie - dodała po chwili.
- Na razie planuję zamach na Convirę, a potem się zobaczy.
- Odeszłabym ci z drogi, ale nie chcę zagłady swojego rodzaju.
- Sama ją sprowadzisz. Wyjaśnij mi jedno. Nie nawiedziłaś imperium Valediona, ale teraz chcesz stworzyć drugie na wzór jego.
- Na wzór, ale nie całkiem. Z jego planów czerpię inspirację. Jego imperium miało pewne wady, które muszę wyeliminować, aby stworzyć  należny sobie nam świat.
- Skąd pomysł, że ten świat nam się należy?
- Jesteśmy potężniejsi od ludzi. W przyrodzie potężniejsi panują nad słabszymi. Orły zjadają mnisze ptaki. Wilki zjadają mniejsze zwierzyny. Tak jak mówiłeś nigdy nie jest za późno no obranie innej ścieżki.
- Już ją wybrałem. Żałuję, że za późno. Valedion może by jeszcze żył.
Smoczyca wydała dźwięk, który przypominał grzmot. Zaśmiała się?
- Valedion był głupcem. Może był najpotężniejszy siłą, ale większą bronią od siły jest umysł, a pod tym względem byli od niego lepsi inni.
- Na przykład ty?
- Ja nie ulegam emocją. Kieruję wami i zwyciężam. Czy nie na tym polega potęga? Czy nie, dlatego nie możesz mnie zabić. Nie może mnie zabić żaden smok, Darcnosie. Mój umysł jest tak potężny, że umiem przewidzieć wszystkie ruchy moich pobratymców. Mój umysł chroni mą skórę przed waszym ogniem. To bariera, której nie możesz przekroczyć.
- Skoro jesteś w stanie przewidzieć moje czyny, to dlaczego nie przewidziałaś, że ich obronię?
- Przewidziałam. Zabiłeś Silanne - sama zamierzałam to uczynić. Te marne klony specjalnie tobie podłożono, żebyś zajął się obroną chłopaka, a nie skupił uwagi na najpotężniejszej z nich wszystkich. Udało jej się Darcnosie. Nie Ninie, ale tej drugiej. Poznała pełny wymiar żywiołu. Łączy ją z nim silna więź, która nie może się z niczym równać. Są jednością. To wszystko była gra - starannie ułożony plan.
- Miley!
   Miley była dobrym magiem, ale otoczona przez tylu klonów miała niewielkie szanse. Tłumiła ogień Zarkrusa. Smoczysko nic, po za tym, nie robiło. Pewnie, liczyło na to aż dziewczyna opadnie
z sił, by ją potem dobić. Dziewczyna starannie odpierała ataki klonów, ale to nie wystarczało. Musiała też bronić Niny, która nie radziła sobie najlepiej. Z trudem odpierała ataki swoich kopii, ale opadała z sił. Była cała poparzona, a nie miała czasu uleczyć oparzeń. Miley miała posiekane ręce, czoło. Jej dłonie były całe we krwi. Poparzeń na ciele miała prawie tyle samo co Nina, ale ból łagodniał pod wpływem zimnej wody. Obie opadały z sił. Praktycznie wszystkie kopie ignorowały Ninę, a zajmowały się Miley. Dziewczyna nie miała szans wygrać ze smokiem i przeszło, czterdziestoma kopiami. Pozbawiła życia jakiś piętnastu, ale nadal było ich dużo.
   Jeden z nich podciął jej nogi. Upadła. Ugasiła ogień Zarkrusa, który na nią zionął, ale w tej samej chwili oberwała w pierś. Nie miała siły na obronę kilku ataków jednocześnie. Całą pierś splamiła krew. Upadła na plecy, które któryś z klonów rozciął, tak, że czuła przeraźliwy ból w kręgosłupie. Nie była w stanie się podnieść. Miała pewnie w wielu miejscach złamany kręgosłup. Jej serce zaczynało stopniowo zwalniać. Płuca walczyła o resztki oddechu, ale niektóre walki trzeba przegrać. Kopie nie celowały już w ważne narządy, ale siekały jej twarz, nogi i ręce. Chciano jej pewnie zadać powolną śmierć. Miała cierpieć, tak jak to jej obiecano.
- Miley! - usłyszała krzyk Niny. Nie słyszała już go tak dobrze. W jej uszach był przytłumiony, tak jak wszystkie inne dźwięki. Dziewczyna nie była w stanie podejść do przyjaciółki, bo uniemożliwiały jej to ataki klonów. Darcnosowi zagradzała drogę Drissia, która go nie atakowała, podobnie jak on wolała się na razie z tym wstrzymać.
   Miley widziała już ledwie przebłyski świata. Zamknęła oczy. Skupiła się na wszystkich wspomnieniach. Myślała o sierocińcu, głodzie, o wszystkim co przeszła, a później o tym jak spotkała Ninę i resztę. Jak mieszkała u Niny, jak pomagała Maxowi się zemścić, jak uratowała Ninę z Akademii, jak spotkała Silannę, jak przeszła dwie próby i jak trzymała w objęciach matkę. Załkała, co okazało się bardziej bolesne niż przypuszczała. Łza, która spłynęła po jej policzku zostawiła jasny ślad na umorusanej twarzy.
    Woda, przypomniało się dziewczynie. Pomyślała o chwili gdy tonęła. Woda była nią. Była w jej ciele w przenośni i dosłownie. Uśmiechnęła się blado, ignorując ból, jaki ten gest jej sprawił. Skupiła się i resztkami sił, poruszyła wszystkie siedemdziesiąt-parę procent wody, znajdującej się we własnym ciele. Poczuła ją i w przypływie euforii poruszyła ją we własnym organizmie.Wyciągnęła ją z ciała i pozwoliła, by wypełniła jej cały wszechświat.

***
  
 - To nie możliwe. Nikt nie ma takiej mocy. Nikt nie umie zbudować takiej więzi. - Po raz pierwszy w głosie Drissy nie pobrzmiewał spokój, ale strach.
  Woda wartkim, ostrym ostrzem, przecięła wszystkich nieprzyjaciół, pozostawiając trupy. Darcnos, Nina, Alek, Max rozejrzeli się. Na ziemi walały się ciała smoków i klonów, które wyglądały na zwykłe szmaciane kukły.
- Miley! - Nina podbiegła do dziewczyny i uklękła obok niej.
Potrząsnęła nią.
- Miley - szepnęła dziewczyna.
- Czas spotkać się z moją matką w innym świecie. Czas zobaczyć gwiazdy we wszechświecie.Uciekłam fali bólu  - powiedziała cienkim głosem.
Pierś dziewczyny przestała się unosić i opadać. Przymknięte  powieki już nigdy nie miały się otworzyć. Nina załkała.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Postaram się do niedzieli dodać Epilog ;) A na razie jak wam się podoba zakończenie?  Którego smoka najbardziej polubiliście?

3 komentarze :

  1. Rozdział genialny tylko szkoda Miley :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam wieką prośbę. Czy mogłabyś tu zajrzeć? Nie jest to reklama.
    http://watahzdoliny.blogspot.com/p/julia.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej! Normalnie nie nadążam z komentarzami xD Nie szkoda mi tej starej wiedźmy. Tak to się kończy, kiedy zaczynasz knuć. Szkoda mi za to Miley, bo była moją ulubioną postacią.
    W quizie wyszedł mi Max. Hm... Może coś w tym jest?

    OdpowiedzUsuń